Temat skrócenia tygodnia pracy pojawia się co jakiś czas – z reguły przy okazji zapowiedzi przez jakąś korporację, że jej pracownicy mogą kończyć pracę wcześniej albo w piątki w ogóle nie pracować, a przy tym zachować pełne wynagrodzenie. Kilka tygodni temu rozmowy o tym, czy aby w Polsce nie pracujemy zbyt dużo, zainicjował Donald Tusk, który na spotkaniu z sympatykami powiedział, że gdy dojdzie do władzy, będzie walczył o czterodniowy tydzień pracy (32 godziny) – najpierw w formie pilotażu, a później, kto wie... Swoją propozycję przedstawiła Partia Razem, ale okazała się mniej hojna i proponuje skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin.
Z dużą dezaprobatą takich propozycji wysłuchuje Leszek Balcerowicz.
– To jest niebywała populistyczna brednia, która oznaczałaby z jednej strony ograniczenie produkcji, a z drugiej podbicie inflacji, czyli spotęgowanie stagflacji w sytuacji, w której Polsce i tak ona grozi. To byłoby dolewanie benzyny do ognia – powiedział w rozmowie z Interią.
Polacy nie chcą krótszego tygodnia pracy
Nie tylko były szef NBP zachowuje sceptycyzm. Tylko 27,6 proc. respondentów popiera pomysł czterodniowego tygodnia pracy, natomiast 19 proc. – siedmiogodzinnego dnia pracy – wynika z sondażu SW Research przeprowadzonego na zlecenie „Rzeczpospolitej”.
26,2 proc. oceniło, że czas pracy powinien pozostać bez zmian (pięć dni w tygodniu po osiem godzin), a 27,2 proc. badanych nie ma w tej sprawie zdania.
Czytaj też:
Czterodniowy tydzień pracy w Polsce? „Zobaczymy, co wyjdzie z brytyjskiego eksperymentu”