Nie będzie dramatu po obniżce ratingów

Nie będzie dramatu po obniżce ratingów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Zuber, analityk Archiwum
Sytuacja, w której prywatne firmy ratingowe mają wpływ na losy krajów, nie jest do końca normalna. Dlatego Europa powinna się zastanowić nad powołaniem własnej agencji ratingowej. Ale po ostatniej decyzji S&P raczej nie będzie wielkiego dramatu, bo informacje o możliwym obniżeniu ratingów kilku europejskich krajów pojawiały się już od jakiegoś czasu mówi analityk Marek Zuber.
Czy Pana zdaniem obniżenie przez agencję ratingową S&P ratingów aż dziewięciu europejskim krajom to uzasadniona decyzja? Unijny komisarz ds. walutowych Olli Rehn nazwał ją irracjonalną.

A czy obniżenie jakiś czas temu ratingu Stanom Zjednoczonym, po tym jak tamtejsze dwie siły polityczne  porozumiały się co do sposobu opanowania deficytu budżetowego, miała jakiś sens? Po tamtej decyzji jestem już w stanie uwierzyć we wszystko. Zresztą w tej chwili rentowność amerykańskich obligacji jest niższa niż przed obniżeniem ratingu. A to świadczy tylko o tym, że rynek kompletnie nie podporządkował się rygorom wynikającym z niższego ratingu. A co do państw europejskich, to mogę się oczywiście zgodzić, że obecnie sytuacja jest gorsza niż cztery czy pięć lat temu. W tym sensie obniżenie ich ratingów jest więc uzasadnione. Natomiast podstawowe pytanie jest takie: czy jeśli rok temu Francja miała dobry rating, to w momencie, gdy rozpoczęła reformy i próbuje ograniczyć narastanie zadłużenia, należy jej się obniżenie ratingu? Ja uważam, że trzeba to było zrobić rok temu, a nie teraz. A jeśli już mowa o Francji, bo ona jest tu najbardziej kontrowersyjnym przykładem, to zwracam uwagę, że obecnie ten kraj ma rating na wyższym poziomie niż np. Japonia. Nie jest to więc wielki dramat dla tego kraju.

Czy agencja S&P tnie ratingi akurat teraz na złość?

To jest pytanie do nich. Powtarzam: z całą pewnością obecna sytuacja tych państw jest gorsza niż jakiś czas temu. Natomiast dlaczego nie obniżano ratingów wcześniej, a robi się to dziś, gdy te kraje rozpoczęły reformy? Oczywiście można uznać, że zmiany idą za wolno. Tyle tylko, że obniżanie ratingu w takiej sytuacji może spowodować jeszcze większe problemy i wpędzić te kraje w jeszcze większe tarapaty.

Od jakiegoś czasu słychać głosy, że amerykańskie agencje robią takie rzeczy trochę na złość Europie, ponieważ prowadzą z nią jakąś niejasną grę. Według Pana coś może  być na rzeczy?

Z całą pewnością sytuacja, w której prywatne ? jakkolwiek by  było ? firmy, działające tak naprawdę bez żadnej kontroli, podejmują decyzje o ogromnym znaczeniu dla całych krajów, jest sytuacją dość dziwną. Ale twierdzenie, że Stanom Zjednoczonym w jakikolwiek sposób zależy na tym, by pognębić Europę, też nie bardzo ma sens. Przecież rozpad strefy euro będzie miał negatywne skutki także dla USA. Dlatego nie dopatrywałbym się tu celowego działania wymierzonego w Europę. Natomiast jeśli agencje ratingowe uważają, że takie decyzje będą dodatkowym elementem nacisku na polityków, to obawiam się, że nic takiego się nie stanie. Choć dobrze by było.

Według Pana Europa powinna powołać swoją agencję ratingową, by choć trochę uniezależnić się od tych amerykańskich?

Absolutnie tak! Tak jak powiedziałem: prywatne firmy, działające za pieniądze, bez żadnej kontroli oraz możliwości odwołania, decydujące o losach krajów to jest chora sytuacja! Dlaczego racjonalizm miałby w nich wygrywać z chciwością? Tym bardziej że firmy ratingowe są jednymi ze sprawców kryzysu na rynku finansowym w 2008 roku. Przypominam, że jeszcze miesiąc przed upadkiem banku Lehman Brothers potwierdzały jego dobre ratingi. Dlatego uważam, że to się powinno zmienić i wprowadzenie nowej agencji europejskiej ma głęboki sens i uzasadnienie. Tylko musimy pamiętać, że samo jej powołanie nie wystarczy. To od inwestorów będzie zależeć, czy będą jej słuchać i brać pod uwagę to, co mówi. Inaczej nie ma to sensu.

Jaki wpływ na kraje, których ratingi zostały obniżone, będzie mieć według Pana najnowsza decyzja S&P?

Myślę, że jeśli chodzi o Francję, to nie podniesie ona kosztów obsługi zadłużenia tego kraju. To już się stało. Groźby dotyczące obniżania ratingów pojawiały się przecież już jakiś czas temu, dlatego myślę, że rentowności papierów emitowanych przez te kraje już dużo bardziej nie wzrosną. A jeśli już, to raczej chwilowo. Jeśli zaś chodzi np. o Włochy czy inne kraje, to obawiam się, że ta decyzja może mieć pewien negatywny wpływ. Chodzi oczywiście o wyższe koszty finansowania ich długu.

Czy Polska odczuje skutki cięcia ratingów?

Nieznacznie. Jeśli już, to w krótkim czasie i raczej w postaci spadku kursu złotego. Ale tutaj też nie przewiduję wielkiego tąpnięcia. Myślę, że dla nas wielkiej zawieruchy z tego powodu nie będzie.

Czego się Pan spodziewa po poniedziałkowej sesji na giełdzie i poniedziałkowym kursie złotego?

Może będzie słabiej, ale dramatu nie będzie. Pamiętajmy też, że w razie czego niemal na 100 proc. będziemy mieć interwencję NBP. Inwestorzy jednak wytrzymają tę próbę sił. Bo w pewnym stopniu to jest kwestia psychologii. Bardziej bym się natomiast obawiał Hiszpanii czy Włoch. Jeśli tam  stanie się coś złego, to oczywiście to się przełoży także na Polskę.