Ukrywanie długów mści się na Hiszpanii

Ukrywanie długów mści się na Hiszpanii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte Archiwum
Gdyby Hiszpania tak jak Irlandia wcześniej ujawniła skalę zadłużenia banków i zabrała się do ich restrukturyzacji, być może dziś podobnie jak Irlandia wychodziłaby już na prostą. Dziś rynki finansowe są bardziej nerwowe i żądają krwi mówi Businesstoday.pl Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte.
Hanna Rybarska: Hiszpania dostanie z unijnych funduszy ratunkowych spory zastrzyk pieniędzy na ratowanie sektora finansowego. Czy to rozwiązuje problem?

Rafał Antczak: Hiszpańskie banki są głęboko zaangażowane w rynek nieruchomości, który szybko się nie podniesie. Spadki cen na tym rynku dochodzą już do 50 proc. i dalsza przecena jest wysoce prawdopodobna. To nadal będzie pogarszało stan portfela kredytowego banków. Nie ma w tej sytuacji lepszego wyjścia niż nacjonalizowanie ich długów i wymuszanie w ten sposób na bankach szybkich kroków zaradczych, szybkiej restrukturyzacji. Ktoś te pieniądze musiał wyłożyć.

Czy rząd nie zwlekał zbyt długo z działaniem? Bańka na rynku nieruchomości pękła już dawno temu. Poza tym premier Rajoy do ostatniej chwili upierał się, że sam sobie poradzi z problemem, choć ekonomiści twierdzili, że nie ma szans, i podawali konkretne liczby. To polityczna gra czy brak rozeznania skali zagrożenia?

Po części jest to sprawa polityczna, bo przecież poprzedni premier Zapatero przed wyborami nie ujawnił rzeczywistego stanu finansów publicznych. Po przegranej w wyborach zostawił kolejnemu rządowi deficyt ? ergo dług publiczny ? większy niż oficjalnie podawany. Jednak być może jest to też słabość hiszpańskiego systemu sprawozdawczości, o czym świadczą zaniżone dane o zadłużeniu podawane przez władze regionów. Tak czy inaczej, ta nierzetelność w statystykach zemściła się teraz.
Hiszpania straciła na wiarygodności. Rynki mają dobrą pamięć i po doświadczeniu z Irlandią uważniej przyglądają się Hiszpanii i reagują bardziej nerwowo. Pojawiła się presja inwestorów na sektor bankowy, a przez to na sektor finansów publicznych. Inwestorzy zażądali wyższej rentowności za hiszpańskie obligacje, czyli więcej pieniędzy za udzielane rządowi pożyczki.  W tej sytuacji rząd musiał wystąpić o pomoc z zewnątrz.

Mogło być inaczej?

Hiszpania w porównaniu z innymi dużymi gospodarkami strefy euro miała lepszą politykę fiskalną. Jej dług publiczny w 2011 r. był poniżej 70 proc. PKB, podczas gdy Niemiec i Francji powyżej 80 proc. PKB. Rząd hiszpański wprowadza znacznie głębsze reformy finansów publicznych niż Grecja. Gdyby Hiszpania tak jak Irlandia wcześniej ujawniła skalę zadłużenia banków i zabrała się do ich restrukturyzacji, być może dziś podobnie jak Irlandia wychodziłaby już powoli na prostą. Irlandia, która w 2010 r. przejęła zadłużenie swoich banków, przez co zwiększyła deficyt finansów publicznych do ponad 30 proc. PKB, dziś rozważa powrót na rynek obligacji w drugiej połowie roku. Choć rentowność irlandzkich obligacji skarbowych jest wciąż wyższa niż hiszpańskich, to jednak w porównaniu z 2007 r. spadła już o połowę, podczas gdy hiszpańskich obligacji rośnie.
Hiszpanii moim zdaniem nie grozi aż tak duży deficyt jak Irlandii w 2010 r., gdyż 100 mld euro kredytu dla banków, które będzie gwarantował hiszpański rząd, stanowi ok. 10 proc. PKB. Hiszpania ma jednak przed sobą dalsze zaciskanie pasa, czyli cięcie wydatków publicznych, co oznacza co najmniej dwa kolejne lata recesji. A to odbędzie się kosztem podatnika i hiszpańskiego, i europejskiego.
Alternatywą jest bankructwo na skalę Grecji, Portugalii i Irlandii razem wziętych, co nie jest dobrą perspektywą dla UE. Istotne jest teraz to, czy Hiszpania dotrzyma zobowiązań i będzie dalej reformować finanse publiczne oraz podda banki ścisłej kontroli państwa i/lub instytucji unijnych.