Prezes PGNiG: Nie mówię, że już nigdy nie kupimy gazu od Rosjan

Prezes PGNiG: Nie mówię, że już nigdy nie kupimy gazu od Rosjan

Paweł Majewski, prezes spółki Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG)
Paweł Majewski, prezes spółki Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) Źródło:PGNiG
Na pewno nie jesteśmy skazani na rosyjski gaz. Ale naszym celem nie jest realizacja założenia, że już nigdy nie kupimy ani jednego metra sześciennego gazu od Rosjan. Zwłaszcza, jeżeli będziemy mieć propozycję atrakcyjną cenowo – mówi Paweł Majewski, prezes PGNiG.

Wprost: Z końcem przyszłego roku wygaśnie kontrakt jamalski i nigdy już nie kupimy rosyjskiego gazu?

Paweł Majewski: Jesteśmy spółką giełdową i naszym celem nie jest realizacja założenia, że już nigdy nie kupimy ani jednego metra sześciennego gazu od Rosjan. Zwłaszcza, jeżeli będziemy mieć propozycję atrakcyjną cenowo. Strategicznym celem jest osiągnięcie niezależności energetycznej, która do minimum ograniczy ryzyko zakłóceń w dostawach, co może mieć miejsce w przypadku uzależnienia od jednego dostawcy.

Już kilkakrotnie w przeszłości mieliśmy do czynienia z takimi zakłóceniami, również w środku zimy, a więc w szczycie zapotrzebowania. Nie możemy sobie pozwolić na powtórkę. Właśnie dlatego sprowadzamy gaz z różnych kierunków, od różnych dostawców.

A politycy Solidarnej Polski mówią, że na rosyjski gaz i tak jesteśmy skazani.

Na pewno nie jesteśmy skazani na rosyjski gaz.

Może warto to teraz tym politykom udowodnić.

Bardzo wiele zmieni się na przełomie 2022 i 2023 roku. Wtedy skończy się kontrakt jamalski, a zacznie działać Baltic Pipe, zwiększy się też przepustowość terminala w Świnoujściu. Ruszy gazociąg Polska-Litwa, będziemy mieć nowe połączenia ze Słowacją oraz istniejące z Niemcami, Czechami i Ukrainą. W planach do realizacji jest również drugi terminal LNG w Zatoce Gdańskiej. Do tego należy dodać nasze wydobycie własne.

A jakby to podsumować liczbowo?

To zsumujmy. Wydobycie w kraju to ok. 4 mld m3. Zwiększona przepustowość terminalu w Świnoujściu daje kolejne ponad 8 mld m3. Dochodzi Baltic Pipe z przepustowością rzędu 10 mld m3, z czego mamy tam zabezpieczoną znakomitą większość. To już około 22 mld m3, a więc powyżej zużycia krajowego, które mamy dziś na poziomie 20 mld m3.

Jeżeli dodamy do tego pozostałe interkonektory i planowany nowy terminal w Zatoce Gdańskiej, to wyjdzie ok. 40 mld m3 gazu rocznie. Nie ma zatem powodów do niepokoju.

Czytaj też:
Płynie do nas coraz więcej LNG

Zużycie będzie rosło. Gaz ma być przecież paliwem przejściowym w procesie odchodzenia Polski od węgla.

Będzie rosło, to fakt. Gaz może być katalizatorem naszej transformacji energetycznej. Szacujemy w oparciu o realizowane lub zaplanowane inwestycje w energetykę zawodową, że w drugiej połowie lat 20. zapotrzebowanie wzrośnie o 5-6 mld m3.

Jak szacuje Gaz-System w kolejnych latach jeszcze więcej. Patrzymy jednak na te wzrosty ze spokojem. Liczby, które podałem pokazują, że jesteśmy w stanie nawet z nadwyżką zabezpieczyć dostawy na polskim rynku i jeszcze handlować naszym gazem za granicą.

Czytaj też:
Jerzy Buzek dla „Wprost”: Kupujemy ponad 10 mln ton węgla z Rosji. Jeżeli rząd nic nie zrobi, będziemy kupować go jeszcze więcej

Denerwuje się pan, jak PGNiG nazywa się monopolistą?

Tak mówią ci, którzy nie chcą dostrzec zmian, jakie zaszły i zachodzą na rynku gazu w Polsce. Oczywiście mamy w nim znaczący udział, ale nie jesteśmy jedynym podmiotem działającym na terenie kraju. Według danych Urzędu Regulacji Energetyki w Polsce mamy około 180 dostawców gazu. Oczywiście nie wszyscy funkcjonują w dużej skali, ale jest to rynek, na którym ceny w 2024 roku będą całkowicie uwolnione, więc liczba dostawców na pewno jeszcze wzrośnie.

I co się wydarzy z cenami po tym 2024 roku, kiedy URE przestanie je regulować?

Nie spodziewam się żadnej rewolucji. Rynek jest płynny. Nikt nikomu nie zabroni zmienić dostawcy gazu.

Poza tym przypomnę, że biorąc pod uwagę ostatnie 5 lat, ceny gazu dla gospodarstw domowych zmalały. Nie przewiduję żadnych drastycznych podwyżek.

Nie będzie tak, że URE przestanie pilnować cen, to państwo je podwyższą. Albo obniżą, żeby pozbyć się konkurencji?

Cen gwałtownie nie podniesiemy, bo stracimy klientów na rzecz konkurencji. Ale sprzedawać gaz poniżej kosztów zakupu, żeby wyeliminować rywali, też nie będziemy, bo to oznaczałoby poważne kłopoty.

Przecież, kiedy URE przestanie kontrolować ceny, to nadal będzie UOKiK, dbający o to, żeby podmioty działały w sposób konkurencyjny i nie nadużywały swojej dominującej pozycji.

Czytaj też:
„Nord Stream 2 to zły projekt”. Administracja Joe Bidena straszy sankcjami

Jaką przyszłość przewiduje pan dla gazociągu Nord Stream 2? Chyba już nie ma się co łudzić, że ten projekt uda się zablokować. Administracja Joe Bidena też nieco przycichła w tej sprawie.

Wydaje się, że administracja amerykańska nie zmieniła zdania i nadal jest zdeterminowana w sprawie zablokowania tej inwestycji. My twardo stoimy na stanowisku, że Nord Stream 2 to projekt stojący w poprzek europejskiej solidarności energetycznej. A to jest w jawnej sprzeczności z prawem Unii Europejskiej.

Załóżmy, że budowa Nord Stream 2 zostanie wstrzymana. Co jeśli Rosja postanowi zablokować Baltic Pipe?

Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest, że Baltic Pipe jest budowany. Mamy zapewnienia ze strony wykonawcy, czyli spółki Gaz-System, że terminy oddania gazociągu do użytku nie są zagrożone.

Czekamy zatem spokojnie na październik 2022 r., kiedy ma to nastąpić. Teraz przygotowujemy się, żeby od strony handlowej i własnego wydobycia w Norwegii zabezpieczyć zapełnienie zarezerwowanych tam przepustowości.

Mamy kontrakt z duńskim Ørstedem na dostawy 6,5 mld m3 w ciągu ok. sześciu lat. Przejmujemy norweskie aktywa Grupy Ineos. Dzięki temu sami możemy wydobywać na norweskim szelfie kontynentalnym ponad 2,5 mld m3 gazu rocznie. A maksymalnie, w szczytowym 2027 roku, dojdziemy nawet do 4 mld m3, czyli więcej niż dzisiaj wydobywamy w całej Polsce.

Gorąco znów u naszego sąsiada na granicy ukraińsko-rosyjskiej. Ukraińcy już narzekają na przerwy w dostawach gazu i mówi się, że Polska mogłaby przyjść Ukraińcom na ratunek ze swoim gazem.

Z Ukrainą prowadzimy działalność handlową. Współpracujemy już ze spółką Energy Resources of Ukraine (ERU), a także szukamy innych możliwości rozwoju na tamtym rynku. Niedawno podpisaliśmy list intencyjny z Naftogazem dotyczący wspólnych poszukiwań gazu na zachodniej Ukrainie.

Ponieważ struktura geologiczna złóż po ukraińskiej stronie jest taka sama, jak po stronie polskiej, gdzie PGNiG wydobywa gaz od kilkudziesięciu lat, spodziewamy się, że wspólne wydobycie gazu przyjdzie nam w miarę łatwo. A wydobyty tam gaz może dodatkowo zwiększyć niezależność energetyczną naszego sąsiada.

Czytaj też:
Biden zaproponował Putinowi szczyt USA-Rosja. Miałby się odbyć w „trzecim państwie”

Pisano, że z Ukraińcami możemy się nawet dzielić gazem kupionym przez nas i odbieranym w Świnoujściu.

Jest to możliwe, kiedy sami zaspokoimy potrzeby rynku krajowego i będziemy mieć handlową nadwyżkę gazu.

Ale nie ma co myśleć, że będziemy jakimś mesjaszem gazowym dla Ukrainy?

Ukraina ma bardzo rozbudowaną działalność w sektorze gazowym. Ma większe zużycie, większe zasoby i bardzo rozwiniętą infrastrukturę. Celem PGNiG nie jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy. Chcemy natomiast rozwijać na tym rynku działalność handlową, a także wydobywczą – chcemy tam zarabiać pieniądze. Przy okazji możemy być elementem dywersyfikacji ukraińskiego rynku, co w efekcie będzie korzystne dla bezpieczeństwa gazowego Ukrainy.

Kiedyś uda się podpisać jakiś kontrakt na dostawy polskiego gazu na Ukrainę?

Rynek gazu na Ukrainie jest specyficzny, opiera się prawie w całości na kontraktach spotowych i krótkoterminowych. W oparciu o takie kontrakty prowadzimy od 2016 roku naszą działalność na Ukrainie, gdzie sprzedaliśmy już ponad 3 mld m3 gazu. W ubiegłym roku zwiększyliśmy sprzedaż na tamtym rynku o 130 proc. w porównaniu z rokiem 2019.

Mocno angażujemy się też na Litwie, gdzie jesteśmy wyłącznym użytkownikiem stacji przeładunkowej LNG w Kłajpedzie. Sprzedajemy z niej skroplony gaz do odbiorców we wschodniej Polsce i krajach bałtyckich. Czekamy też na dokończenie budowy gazociągu Polska-Litwa, który stworzy dużo większe możliwości handlu gazem w obie strony, pozwoli również na magazynowanie gazu na Łotwie i da dostęp do zaopatrzenia fińskiego rynku.

Czytaj też:
Ruszyła budowa gazociągu Baltic Pipe

A jak pan słyszy takie głosy, jak Fransa Timmermansa, że gaz ziemny nie ma w Unii przyszłości?

Na pewno przez kilkadziesiąt lat gaz ma w Unii przyszłość. Traktujemy go jako paliwo przejściowe w procesie odchodzenia od węgla, więc w perspektywie kilku dekad zapotrzebowanie na gaz w Polsce będzie na poziomie istotnie większym niż obecnie.

A w międzyczasie zrealizujemy kolejne projekty dywersyfikujące źródła pozyskiwania energii. I wówczas zobaczymy. Będziemy na bieżąco analizować sytuację. Grupa Kapitałowa PGNiG chce się lepiej przygotować do nowej, długofalowej strategii, którą ogłosimy w przyszłym roku.

Przede wszystkim musimy poznać już całą, uchwaloną legislację unijną i krajową dotyczącą rynku gazu. Do tego poznać konkretne wytyczne Europejskiego Zielonego Ładu, polityki metanowej, polityki wodorowej. To wszystko są kwestie, które będą miały zasadniczy wpływ na rynek gazów także w Polsce.

Przypominam, że nasz większościowy właściciel zainicjował proces łączenia PGNiG z PKN Orlen, którego celem jest stworzenie multienergetycznego koncernu. To również będzie miało wpływ na ostateczny kształt strategii Spółki.

Spodziewa się pan, że Orlen szybciej połączy się z PGNiG niż z Lotosem?

Są takie głosy, ale to nie my prowadzimy ten proces. Aktywnie w nim uczestniczymy, jednak jesteśmy bardziej przedmiotem niż podmiotem tej operacji.

Nie boi się pan, że tak właśnie będziecie traktowani – jako przedmiot, a nie podmiot – po połączeniu z Orlenem?

Nie przestaniemy przecież realizować podstawowych zadań PGNiG. Bez względu na to, czy będziemy częścią multienergetycznego koncernu, czy samodzielną spółką.

Widzi pan same plusy tego łączenia? Żadnych obaw?

Jest takie powiedzenie – kto ma akcje, ten ma rację. Ja jestem od tego, żeby realizować politykę akcjonariuszy. A większościowym udziałowcem jest Skarb Państwa i to on wyraził wolę połączenia.

Ja tę politykę odpowiedzialne realizuję. Dostrzegam istotne plusy połączenia. Otoczenie się zmienia, transformacja energetyczna w Polsce będzie trudnym procesem, wymagającym wielu nakładów i wsparcia najlepszych ekspertów, żeby ją skutecznie zrealizować.

Bezdyskusyjnie większy podmiot ma większe możliwości finansowania inwestycji i daje możliwości dywersyfikacji oraz synergii. Jak będzie multikoncern, to będzie wydobywać, importować, produkować, sprzedawać wszystkie rodzaje paliw. Poza węglem oczywiście, od którego odchodzimy.

A co się stanie za parę dekad, kiedy ziszczą się słowa Timmermansa i dla gazu, podobnie jak dla węgla, miejsca już nie będzie?

Równolegle pracujemy nad alternatywami dla gazu ziemnego. Nad technologiami wodorowymi, nad biometanem – czyli zielonym gazem, który może powstawać z przetwarzania odpadów komunalnych i rolnych. Biogaz to odnawialne źródło energii, które chcemy mocno rozwijać. Najpierw musimy jednak zbudować efekt skali.

Będziemy wdrażać system franczyzowy w budowie biogazowni z gwarancją odbioru biometanu wszędzie tam, gdzie mamy sieć dystrybucyjną. Domieszka biometanu do gazu ziemnego czyni ten drugi bardziej ekologicznym, zdekarbonizowanym.

Tak się już dzieje w wielu krajach, chociażby w Niemczech. Takie podejście jest również zgodne z założeniami polityki metanowej UE. Komisja Europejska będzie coraz bardziej dokręcać śrubę emisjom metanu, których znaczna część pochodzi z rolnictwa.

A że w Polsce rolnictwo i przetwórstwo żywności to potężna gałąź gospodarki, to nasz program pozwoli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – będziemy mieć zielony, odnawialny gaz i przyjazny klimatowi przemysł rolno-spożywczy.

Artykuł został opublikowany w 15/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.