Zdaniem dr. Macieja Duszczyka z IPS UW, o kierunkach migracji decyduje w pierwszej kolejności sytuacja na lokalnym rynku pracy, a nie sam fakt otwarcia go. "Ludzie jeżdżą tam, gdzie rynek jest elastyczny, gdzie łatwo znaleźć pracę" - powiedział.
Największy wzrost emigracji zarobkowej Polaków odnotowano w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Norwegii oraz Islandii. Spada natomiast znaczenie Niemiec; choć wciąż to właśnie tam jeździ najwięcej naszych rodaków, pierwszym rynkiem jest obecnie Wielka Brytania - mówił Duszczyk.
Według dr. Jakuba Wiśniewskiego z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej typowy polski emigrant to osoba pochodząca ze wsi lub małego miasta. "Polscy emigranci są młodzi, dobrze wykształceni i mobilni" - podkreśla. Dodaje, że Polacy najczęściej wyjeżdżają do pracy w UE po to, by zdobyć określone kwalifikacje zawodowe, podszkolić język obcy.
Dr Wiśniewski zwraca uwagę, że choć wydłuża się średni okres pracy za granicą, wyjazdy wciąż traktowane są tymczasowo. Zwraca też uwagę, że spada odsetek Polaków nielegalnie zatrudnionych za granicą - szacuje się, że w 2004 legalnie pracowało 67 proc. osób, w 2006 - już 80 proc.
Migracje przyczyniły się do złagodzenia napięć na rynku pracy, nie były jednak czynnikiem decydującym o spadku bezrobocia - zaznacza dr Wiśniewski. Fala emigracji miała również wpływ na podwyższenie płac. Wiśniewski przyznaje, że odpływ pracowników jest zauważalny, najbardziej brakuje m.in. monterów, spawaczy, dekarzy, hydraulików stolarzy, a także pracowników o wysokich kwalifikacjach: informatyków, specjalistów od marketingu czy logistyki.
Dr Wiśniewski zauważa, że w ostatnich latach coraz częściej osoby z wysokimi kwalifikacjami podejmują pracę poniżej swoich ambicji i możliwości. Zjawisko to nazywa "desperacją kwalifikacji". Dodaje, że Polacy nie zastępują pracowników w krajach, do których wyjeżdżają, raczej wypełniają luki na lokalnych rynkach pracy.
Dr Duszczyk podkreśla, że fala emigracji z jaką mamy obecnie w Polsce do czynienia, nie jest zjawiskiem nowym. Przypomniał, że w latach 80. XX w. z naszego kraju wyjeżdżało średnio 25 proc. absolwentów szkół wyższych, natomiast z Irlandii w latach 70. i 80. wyjeżdżało aż 10 proc. obywateli. Według Duszczyka, jeśli dynamiczny rozwój gospodarczy Polski się utrzyma, a wizerunek kraju na zewnątrz będzie się poprawiał, w ciągu 3-5 lat możemy spodziewać się migracji powrotnych.
"Wszystkie kraje, które przekształciły się z emigracyjnych w imigracyjno-emigracyjne, jak Włochy, Hiszpania, Irlandia czy Grecja, prowadzą świadomą politykę migracyjną" - zwraca uwagę Duszczyk. Jego zdaniem Polska również powinna podjąć działania stymulujące migracje powrotne: informować o pozytywnych zmianach w kraju, utrzymywać stały kontakt z emigrantami, a także zachęcać do powrotu m.in. poprzez granty powrotne czy pożyczki.
pap, ss