W ten sposób ropa w ciągu ostatniej doby zdrożała o ponad 6 dol, to jest o ok. 4,7 proc. Jest to tempo niezwykłe, nawet w porównaniu z dotychczasową, nieustanną zwyżką w ostatnich tygodniach i miesiącach, która tylko w tym roku podbiła ceny o ponad jedną trzecią, to jest o ok. 35 dol.
Po przekroczeniu we wtorek po raz pierwszy w dziejach 129 dol., cena ropy w Nowym Jorku zamknęła się tuż poniżej tej granicy. W środę rano, jeszcze przed otwarcie New York Mercantile Exchange, wskaźnikowa dla największego na świecie rynku amerykańskiego cena lekkiej ropy teksańskiej (WTI) w kontraktach na najbliższy miesiąc (lipiec) przekroczyła w transakcjach elektronicznych nie tylko 129, ale również 130 dol. za baryłkę, pokonując jeszcze jedną, niewyobrażalną do niedawna granicę.
Po otwarciu środowej sesji na nowojorskiej giełdzie NYMEX cena poszybowała jeszcze wyżej i w nadzwyczajnym tempie pokonywała kolejne szczeble - rekordy wszech czasów, zamykając się na poziomie 133,17 dol. za baryłkę, wyższym o 4,19 dol. od zamknięcia wtorkowego.
Co więcej, w posesyjnych transakcjach marsz w górę trwał nadal i przed północą czasu polskiego cena baryłki przekroczyła jeszcze jedną granicę - 134 dol., a w ponad trzy godziny później następną - 135 dol. Tylko w maju nowojorska cena ropy wzrosła o 22,5 dol., czyli 20 proc., bijąc nowe rekordy wszech czasów przez większość dni giełdowych.
Analogiczna hossa trwa w Londynie na międzykontynentalnej giełdzie ICE Futures, gdzie wskaźnikowa dla rynku europejskiego cena ropy Brent z Morza Północnego wzrosła w środę podczas sesji o 4,76 dolara, zamykając się na poziomie 132,70 dol.
Główna przyczyna skokowej, środowej hossy to opublikowanie przez agendy rządowe USA niższych od przewidywań danych na temat stanu amerykańskich zapasów komercyjnych. Cotygodniowy raport U.S. Energy Information Administration wykazał, że zapasy ropy surowej w kraju będącym największym na świecie konsumentem tego surowca spadły w ostatnim tygodniu aż o 5,4 mln baryłek, co było zupełnym zaskoczeniem dla rynku, spodziewającego się w najgorszym wypadku spadku o połowę mniejszego.
"Ten raport dał rynkowi wszelkie powody do gwałtownego wzrostu" skomentował wydarzenia cytowany przez Reutera analityk z Chicago Rob Kurzatkowski.
Oliwy do ognia dolała prognoza wielkiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, że ceny ropy w drugiej połowie tego roku wyniosą średnio 141 dol. za baryłkę, a do 2010 roku mogą osiągnąć poziom 200 dol. za baryłkę.
Optymizmu nie przywrócił amerykański minister energetyki Sam Bodman, który powiedział, że rząd nie może nic zrobić, by złagodzić ból planujących wyjazdy urlopowe konsumentów, patrzących na rosnące ceny paliw na stacjach benzynowych.
"Mamy nie zmieniającą się produkcję (ropy) (...) i rosnący popyt" - powiedział Bodman. "Nie sądzę, by dało się coś zrobić w niedalekim czasie".
Od 2002 roku ceny ropy wzrosły już sześciokrotnie, a od początku bieżącego roku, kiedy to w pierwszych dniach stycznia przekroczono po raz pierwszy w historii granicę 100 dol, już o 35 proc.
Analitycy rynku zapowiadają stałe wznoszenie aż do 150 dol. za baryłkę i zastanawiają się, co wreszcie mogłoby zahamować nieustanną wspinaczkę. Coraz więcej ekspertów ostrzega przed poważnymi skutkami tak gwałtownego wzrostu cen ropy i jej pochodnych dla koniunktury światowej, mnożą się przykłady niebezpiecznych zjawisk z różnych krajów.
W ostatnich dniach w Indonezji, która jest członkiem Organizacji Państw Eksporterów Ropy Naftowej mimo, że stała się już importerem netto tego surowca, ogłoszono oficjalną podwyżkę cen paliw średnio o 28 proc.
We Francji strajk ogłosili właśnie rybacy, domagając się od rządu rekompensat za zwyżkę cen oleju napędowego, czyniącą nieopłacalnymi połowy. W środę zaniepokojenie podwyżkami cen ropy wyraziła Wspólnota Ekonomiczna Państw Afryki Zachodniej, która uznała, że stanowią one "silny cios" dla koniunktury gospodarczej w regionie.pap, ss