Po ostatnich wydarzeniach na Kubie (planowane rozszerzenie współpracy z Rosją, przemówienie Raula Castro w Dniu Rewolucji) można odnieść wrażenie, że Kuba znowu oddala się od reform obierając nowy – stary kurs.
Czytają ostatnie doniesienia z Kuby można mieć wrażenie deja vous. W pierwszych latach władzy Fidela Castro na Kubie wdrożono wiele reform społecznych i politycznych. W kraju w końcu miała zapanować normalność, a poziom życia miał się poprawić i wszystko szło w tym kierunku. Do czasu. Podobnie wyglądały ostatnie miesiące (aczkolwiek wdrażane przez Raula Catsro reformy były dużo skromniejsze). U Kubańczyków znów pojawiła się, dawno utracona nadzieja na normalizację w kraju. Liczyli, że przeprowadzone przez Castro reformy (m.in. zezwolenie na pobyt w międzynarodowych hotelach, na posiadanie telefonów komórkowych czy zniesienie zakazu sprzedaży komputerów osobistych) to dopiero początek. Tymczasem niespodziewanie w przemówieniu wygłoszonym w Dniu Rewolucji, Castro nie tylko nie wspomniał o nowych reformach, ale wręcz ostrzegł Kubańczyków „by nie przywykli do słuchania wyłącznie dobrych wiadomości". Kilka dni później odnowił i rozszerzył kontakty handlowo-ekonomiczne z sojusznikiem z latach 60-tych – Rosją.
Media spekulują, że Rosjanie podobnie jak w 1962 roku planują utworzyć na Kubie bazę wojskową. Tyle, że w 1962 roku to Kuba zabiegała o względy Sowietów, dziś to Rosjanom zależy na przyjaźni z Kubą. Baza rosyjskich bombowców na Kubie ma być bowiem odpowiedzią Rosji na amerykańskie plany rozmieszczenia części tarczy antyrakietowej w Europie Wschodniej.
Czy szykuje się powtórka z historii, kiedy niemal cudem udało się zakończyć wojnę nerwów Stany Zjednoczone – Rosja, a cały świat odetchnął z ulgą?