"Jest postęp w negocjacjach. Wiele zależy od zachowania najbogatszych krajów: Wielkiej Brytanii, Holandii i krajów skandynawskich" - powiedział PAP Dowgielewicz. "Mają usta pełne proekologicznych haseł o potrzebie przyjęcia pakietu, a chcą zarabiać na najbiedniejszych krajach UE" - powiedział.
Negocjacje w sprawie pakietu, który ma doprowadzić do redukcji o 20 proc. do 2020 roku emisji CO2, nabrały tempa. Do szczytu przywódców państw i rządów 11-12 grudnia w Brukseli, na którym mają oni przyjąć porozumienie, został niespełna miesiąc.
Dlatego - jak podkreślił Dowgielewicz - "kluczowe" będzie spotkanie w sprawie pakietu dziewięciu premierów Europy Środkowej i Wschodniej, zorganizowane przez premiera Donalda Tuska, które odbędzie się tydzień wcześniej (6 grudnia) - w Gdańsku. Został na nie zaproszony prezydent kierującej pracami UE Francji Nicolas Sarkozy.
"Jestem bardzo zadowolony, że jadę do Polski. Zobaczycie, że osiągniemy tam znaczący postęp" - mówił w piątek dziennikarzom Sarkozy w Nicei.
W "miniszczycie" w Gdańsku wezmą udział premierzy Grupy Wyszehradzkiej, trzech krajów Bałtyckich oraz Rumunii i Bułgarii, czyli wciąż najbiedniejszych państw UE, które obawiają się zbyt wysokich kosztów walki ze zmianami klimatycznymi. Dla Polski - pakiet w wersji zaproponowanej przez Komisję Europejską mógłby doprowadzić nawet do 90-proc. wzrostu ceny elektryczności.
Ale argumentów Polski na razie nie rozumieją bogate kraje UE.
Wielka Brytania i Holandia - tłumaczy Dowgielewicz - nie chcą na przykład zgodzić się na zaproponowany przez Komisję Europejską tzw. mechanizm solidarności, by 10 proc. z dochodów ze sprzedaży pozwoleń na emisje CO2 w systemie aukcyjnym w starych krajach członkowskich przekazywane było do budżetów nowym i biednym krajom UE. Tym bardziej więc nie chcą słyszeć o żądaniach Polski, by mechanizm solidarności został zwiększony.
Co więcej, Londyn chce z zysków z systemu aukcyjnego finansować bardzo kosztowną technologię wychwytywania i składowania CO2 emitowanego przez elektrownie węglowe (CCS). Wielka Brytania jest - przypomina Dowgielewicz - żywo zainteresowana CCS na Morzu Północnym, a Polska nie ma takich możliwości.
"W efekcie Polska musiałaby oddać co roku Wielkiej Brytanii 2 mld euro!" - mówi Dowgielewicz. To kwota, którą Polska zapłaciłaby za 65 mln ton uprawnień do emisji CO2, gdyby kosztowały one tyle, ile szacuje KE (po 30 euro za tonę).
Wielka Brytania nie chce też zgodzić się na proponowany przez Polskę mechanizm ograniczający wahania cen za uprawnienia do emisji poprzez stworzenie tzw. korytarza cenowego - tak by uniknąć niekontrolowanego wzrostu kosztów dla przemysłu, który przełoży się na wzrost cen płaconych przez konsumentów.
pap, keb