Postępowanie to wszczęto 1 czerwca, gdy GM złożył wniosek o sądową ochronę przed wierzycielami. Ogłoszenie formalnego bankructwa odbyło się w ramach popieranego przez administrację prezydenta Baracka Obamy planu, by silnie zadłużony koncern wyzbył się znacznej części swoich aktywów, a rolę jego głównego akcjonariusza przejęło państwo.
W rezultacie daleko posuniętej nacjonalizacji władze USA i Kanady dysponują obecnie łącznie 72,5 proc. akcji GM w zamian za udzieloną mu pomoc publiczną w kwocie znacznie ponad 50 mld dolarów. "Będziemy ciężko pracować nad tym, by spłacić pieniądze i zaufanie" - zapewnił prezes koncernu Fritz Henderson.
Działalność GM od początku 2005 roku do chwili obecnej zamknęła się skumulowaną stratą 88 mld dolarów. Zdaniem analityków, przyczynił się do tego nie tylko ogólnoświatowy kryzys, lecz również zaniedbanie redukcji kosztów i zbyt długie forsowanie produkcji modeli o nadmiernym zużyciu paliwa.
Amerykański związek zawodowy branży samochodowej UAW otrzymał 17,5 proc. akcji nowego GM dla zabezpieczenia kosztów opieki medycznej nad emerytowanymi pracownikami koncernu. Pozostałe 10 proc. udziałów przejęli wierzyciele w zamian za umorzenie długów na łączną sumę 27 mld dolarów.
Restrukturyzacja GM przewiduje rezygnację z wielu jego marek. W Stanach Zjednoczonych działalność produkcyjna koncernu skupi się wokół Chevroleta i Cadillaca, w Europie zostanie sprzedany szwedzki Saab. Natomiast w wyodrębnionym już prawnie Oplu GM chce zachować udział mniejszościowy na poziomie 35 procent - poinformował Henderson.
Potwierdził również, że "odchudzanie" koncernu będzie kontynuowane, a liczba jego pracowników na terenie USA zmniejszy się do końca br. do 64 tys. 20 lat temu w Stanach Zjednoczonych General Motors zatrudniał łącznie 538 tys. ludzi.
pap, keb