Litwa, od czasu zamknięcia starej elektrowni w Ignalinie, musi importować 80 proc. energii z Rosji. W nowej elektrowni większość udziałów miałby objąć inwestor strategiczny, pozostałe - spółki energetyczne z Łotwy, Estonii i Polski (PGE). Dyrektor operacji zagranicznych VAE Rimantas Vaitkus podkreślił, że kluczowym wyzwaniem dla tego typu projektów jest zapewnienie stabilnego poparcia politycznego, które musi być utrzymane przez kilka cykli wyborczych. - Wskazówki od naszych polityków brzmią: kontynuujcie. I mamy identyczny sygnał od rządów innych zaangażowanych państw: Łotwy, Estonii i Polski - zapewnił.
Vasiliauksas mówił z kolei, że w czasie działania elektrowni w Ignalinie nie było poważniejszych wypadków. - Społeczeństwo przyzwyczaiło się do elektrowni i w znaczącej większości popiera energię z atomu. Po Fukushimie, podobnie jak po Czarnobylu, to poparcie nieco spadło, ale to efekt psychologiczny - ocenił. Dyrektorzy VAE podkreślali też, że projekt spełnia już wymagania Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, dotyczące np. wyboru lokalizacji. - To bardzo skomplikowany proces, ale mamy go już za sobą. Ponadto na miejscu istnieją już gotowe linie przesyłowe, wykorzystywane przez Ignalinę - zauważył Vasiliauksas.
- Największy problem to nie prace konstrukcyjne, tylko wszystkie dokumenty, których zdobycie jest konieczne. A Litwa "sprzedaje" inwestorowi fakt, że jest małym krajem, biurokracja pracuje szybciej i wszystkie decyzje mogą zapadać szybciej - podkreślał Vasiliauksas. Dyrektor VAE tłumaczył, że Litwa obecnie nie ma żadnych doświadczeń w budowie nowych siłowni, dlatego potrzebny był ktoś znający technologię i mający pieniądze. Wybrany model biznesowy zakłada, że każdy uczestnik wykłada pieniądze i dostaje prąd po kosztach produkcji. - Porozumienie między udziałowcami zdefiniuje relacje między nimi, więc może nie być tak, że większościowy udziałowiec będzie miał całkowitą kontrolę. Zakładamy, że inwestor strategiczny będzie miał do 100 proc. udziałów minus udziały partnerów regionalnych, więc struktura właścicielska nie jest jeszcze ustalona. Na pewno wszyscy udziałowcy będą musieli się zgodzić na wybraną technologię i na pewno nie będzie zgody na (technologię) rosyjską, bo takie mamy przepisy prawa - wyjaśnił. I podkreślił, że decyzja w sprawie inwestora będzie suwerenną decyzją Litwy, choć po konsultacjach z partnerami.
Vasiliauksas podkreślał, że kluczowym punktem biznesplanu jest to, żeby elektrownia działała w 2020 r., kiedy europejski rynek energetyczny powinien być już całkowicie zliberalizowany, a państwa bałtyckie zmienią synchronizację w sieci energetycznej z rosyjskiej na europejską. - Na tym rynku nasz projekt musi być konkurencyjny, każdy udziałowiec ma interes w tym, żeby było to opłacalne i nie wymagało państwowych subsydiów. I to jest nasz cel - zaznaczył. W jego ocenie, jeśli znajdzie się odpowiedni inwestor, to pierwszy beton zostanie wylany w 2015 r., a 2020 r. jako termin uruchomienia elektrowni jest realny.
PAP, arb