"To nie obciążenie, to szansa"
Merkel zapowiedziała, że podstawą decyzji politycznych będzie przedstawiony w poniedziałek raport komisji mędrców, która uznała, że w ciągu 10 lat Niemcy są w stanie zastąpić prąd pochodzący z reaktorów energetycznych energią pozyskiwaną ze źródeł odnawialnych. - Jesteśmy przekonani, że nasze propozycje nie są obciążeniem, lecz szansą dla Niemiec. Możemy oczekiwać szerokiej współpracy społeczeństwa w tej kwestii. Tę szansę należy wykorzystać - powiedział przewodniczący "komisji mędrców", były minister środowiska Niemiec Klaus Toepfer.
Podkreślił, że proces odchodzenia od energii atomowej należy przeprowadzić tak, by nie spowodował on znaczącego wzrostu kosztów energii elektrycznej dla indywidualnych odbiorców, a także osłabienia konkurencyjności niemieckiej gospodarki. - Rezygnacja z atomu nie może odbyć się kosztem dotrzymania ambitnych celów polityki klimatycznej RFN w Europie. Nie może być tak, że jedno ryzyko zastępujemy innym - powiedział Toepfer. Opowiedział się również przeciwko importowaniu przez Niemcy energii elektrycznej z zagranicy.
Co z odpadami?
Według komisji mędrców niemieckie władze muszą też ostatecznie wyjaśnić kwestię składowania odpadów radioaktywnych i kontynuować poszukiwania na terenie Niemiec odpowiedniego miejsca na stałe składowisko tych odpadów. Podstawowe zalecenie komisji mędrców, czyli rezygnacja z atomu w ciągu 10 lat, już zostało zaakceptowane przez ugrupowania, tworzące chadecko-liberalną koalicję rządzącą. W nocy z niedzieli na poniedziałek liderzy CDU/CSU i liberalnej FDP ustalili, że większość z 17 reaktorów w Niemczech zostanie wyłączona do 2021 roku. Trzy najnowocześniejsze mają pracować jeszcze do 31 grudnia 2022 roku, jako "bufor bezpieczeństwa" na wypadek zakłóceń w zaopatrzeniu w energię elektryczną.
Do 2020 roku udział energii odnawialnej w zużyciu prądu w Niemczech ma wzrosnąć z 17 do 35 proc. Z niemieckich elektrowni atomowych pochodzi obecnie około 22 proc. zużywanej energii elektrycznej w RFN. zew, PAP