E-myto: czy ceny muszą pójść w górę?

E-myto: czy ceny muszą pójść w górę?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czarne może być czarne, a nawet białe – do takiego wniosku można dojść, przeglądając gazety z ubiegłego tygodnia. Część dzienników triumfalnie obwieściła, że udało się zahamować inflację i teraz ceny mogą być już tylko niższe. Warzywa potaniały (podobno) o kilkanaście procent, cukier o prawie osiem procent, ba – nawet olej napędowy jest tani jak nigdy. Wystarczy jednak zajrzeć kilka stron dalej, by dowiedzieć się, iż ceny żywności… pójdą w górę. A wszystko – podobno - przez e-myto.
Producenci żywności i przedstawiciele branży handlowej ostrzegają, że przez wprowadzenie od 1 lipca w miejsce winiet systemu elektronicznego poboru opłat od samochodów ciężarowych żywność zdrożeje. Taka deklaracja nie powinna zaskakiwać: przywykliśmy już do tego, że podwyżki są tłumaczone zamieszkami na Bliskim Wschodzie, suszą na drugiej półkuli czy wynikami politycznych sondaży. Tym razem jednak cała sytuacja może dziwić nie tylko laika - przecież pozornie nic się nie zmieniło.

Do 1 lipca mieliśmy winiety, od 1 lipca mamy ViaToll. Teoretycznie nastąpiła tylko zamiana, przy uracjonalnieniu stawek za przejazd. Diabeł tkwi jednak w szczegółach: system winietowy był szczelny zaledwie w 20 procentach. Oznacza to, że zyski zapisywane z tego tytułu przez państwo istniały głównie na papierze. Tymczasem ViaToll jest już dziś szczelny w ponad 80 procentach. Również tu jednak, by opłaty rzeczywiście wpłynęły do budżetu, potrzebny jest dobry system kontroli – Instytut Globalizacji zwracał na to uwagę w specjalnym stanowisku, wydanym już kilka dni po uruchomieniu elektronicznego myta.

Tak więc konsument zapłaci – jak grożą producenci i transportowcy – nie tylko za wyższe niekiedy stawki opłat (szczególnie w przypadku starych, nieekologicznych pojazdów), ale za to, że nowy system jest trudniejszy do ominięcia. W tym łańcuszku: państwo-przewoźnicy-handlowcy-klient, ten ostatni jest na najgorszej pozycji: za niego nikt już nie zapłaci.

Nie sposób oprzeć się refleksji, że dla rządu to niezbyt dobry upominek przed wyborami. Bo cóż tu zrobić? Nie można ogłosić wstrzymania poboru opłat do 9 października, opozycję za podwyżki trudno winić, a drogi jakoś trzeba budować. Ale zastanowić się chwilę powinni również przedsiębiorcy. Trudno wymagać od nich, by brali na siebie koszty nowych obciążeń – jednak bardzo często w takich sytuacjach koszty takie bywają „zaokrąglane": są, co tu dużo mówić, pretekstem, by podwyższyć zysk własny. Takie praktyki w sposób oczywisty powodują utrwalanie w opinii publicznej szkodliwych stereotypów na temat biznesu - jako grupy osób, którzy rzekomo łupią ludność i nad którymi trzeba roztaczać czujny nadzór urzędniczy. Drodzy państwo – czy naprawdę warto dostarczać argumentów populistom u progu kampanii wyborczej?

Jakub M. Opara, ekspert od spraw administracji publicznej i samorządu terytorialnego