Gowin: będą próbowali wywieźć mnie na taczkach

Gowin: będą próbowali wywieźć mnie na taczkach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Gowin, fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin zapewnia, że jest zdeterminowany, by doprowadzić do końca projekt deregulacji zawodów. – O każdy z nich będzie wojna, bo to są bardzo wpływowe grupy, które dysponują dużymi pieniędzmi. Ale ja się ich oporu nie boję – mówi.
Karol Manys: Rusza zapowiadana przez Pana deregulacja zawodów. Nie przeraża Pana opór korporacji?

Jarosław Gowin: Jestem pewien, że taki opór, i to ostry, będzie. Zdaję sobie sprawę, że o każdy z zawodów będzie gigantyczna wojna, bo to są bardzo wpływowe grupy, które na dodatek dysponują dużymi pieniędzmi. Więc tak samo jak pośrednicy czy zarządcy nieruchomości kolejni też zrobią wszystko, by utrzymać stan obecny. Ale ja ich oporu się nie boję, bo mam przy sobie całe komando osób o charakterze kamikadze.

Tyle że kiedy Pan przedstawi już cały pakiet, jego przeciwnicy wywiozą Pana na taczkach.

Oczywiście, że będą próbowali. Jestem na to przygotowany i z góry nastawiony na to, że skala tej reformy i liczba interesów, które trzeba przy okazji naruszyć, będzie tak duża, że ja tego mogę politycznie nie przetrwać. To jest ryzyko wkalkulowane w moje działanie. Ale skoro w tamtej kadencji zdarzało mi się krytykować kolegów z rządu za brak reform, to teraz, gdy dostałem niepowtarzalną szansę przeprowadzenia tak wielkiej reformy, nie mogę się od tego uchylać i oglądać na osobisty interes polityczny. Nie mam innego wyjścia – muszę zakasać rękawy i zacząć walić głową w ten mur przeregulowania.

Dziś reglamentowanych profesji mamy najwięcej w Europie. Ile ich będzie w finale reformy?

Jeśli o mnie chodzi, to chciałbym, byśmy się stali pod tym względem najbardziej wolnorynkowym krajem w Europie. To by znaczyło, że powinniśmy zredukować liczbę zawodów regulowanych do 40–50. W mniejszym lub większym stopniu regulowane powinny zostać tylko zawody takie jak lekarz, pielęgniarka, architekt czy prawnik. Nie ma zaś najmniejszych powodów, by zamknięty był zawód taksówkarza czy przewodnika wycieczek. Ale niestety mam świadomość, że do końca kadencji osiągnięcie poziomu najmniej przeregulowanej Estonii będzie trudne do osiągnięcia. Dlatego wyznaczyliśmy sobie z premierem cel bardziej realistyczny. Jeśli dziś mamy ok. 380 zawodów, których wykonywanie wymaga posiadania różnego rodzaju koncesji czy pozwoleń, to chcemy zredukować tę listę do 120–130. Jeśli to się uda, będzie to duży sukces i ogromny zastrzyk wolnorynkowej energii dla gospodarki. Choć mam świadomość, że to nie będzie łatwe. Bo na przeszkodzie stoją nie tylko ogromne protesty samych zainteresowanych, ale też bariera, jaką tworzą urzędnicy.

Czytaj więcej na stronie internetowej Bloomberg Businessweek