Rostowski ocenił ponadto, że jest "wysoce wątpliwe", czy referendum, o które wnioskują związkowcy - z czysto prawnego punktu widzenia - powinno mieć miejsce.
Rostowski wątpi w legalność referendum
- W ustawie o referendum jest napisane, że referendum z inicjatywy obywateli nie może dotyczyć danin publicznych. Podwyższenie wieku emerytalnego oznacza, że więcej osób będzie płaciło składki emerytalne. Składki są jasno i niedwuznacznie zdefiniowane jako daniny publiczne. Ja na pewno będę głosował przeciwko tej uchwale - oświadczył minister finansów.
Rostowski przywołał też statystyki z których wynika, że w 2040 roku (kiedy to pierwsze kobiety zgodnie z harmonogramem reformy będą przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat) aż 90 proc. kobiet dożyje do 70. - Będzie daleko idąca poprawa, jeśli chodzi o długość życia, o zdrowie. I to nie są nasze szacunki, to są szacunki Eurostatu. Musimy się w jakiejś mierze opierać na szacunkach, ale nie możemy powiedzieć, że nie wiemy dokładnie, co będzie i wobec tego nie będziemy niczego robić - zaznaczył.
Szef resortu finansów dodał, w 2020 r. więcej mężczyzn dożyje 67. roku życia niż dzisiaj dożywa 65. - Ta reforma jest zsynchronizowana z tym, co będzie się działo z długością życia i ze zdrowiem Polaków - zapewnił.
"To nie przez deficyt" musimy pracować dłużej
Rostowski nie zgodził się ponadto ze stwierdzeniem, że podwyższanie wieku emerytalnego powodowane jest rosnącym deficytem finansów publicznych. - Deficyt sektora finansów publicznych drastycznie spadł w 2011 roku i spadnie jeszcze - do poniżej 3 procent. Ta reforma nie jest potrzebna po to, aby naprawić finanse publiczne w horyzoncie do 2020 roku. My sobie zupełnie dobrze dajemy radę z naprawą finansów publicznych - przekonywał Rostowski.
Ocenił ponadto, że "fundamentalnym błędem" byłoby traktowanie polityki prorodzinnej jako alternatywy dla podniesienia wieku emerytalnego. - Trzeba robić i jedno, i drugie - zaznaczył.
zew, PAP