"Nawet chłop z furmanką mógł budować polskie autostrady. Teraz są problemy"

"Nawet chłop z furmanką mógł budować polskie autostrady. Teraz są problemy"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przez problemy z płatnościami, firmom-podwykonawcom budujący polskie autostrady grozi upadłość (fot. PAP/Jacek Turczyk) 
- Budowa autostrad miała być dla firm ziemią obiecaną, a stała się przekleństwem – stwierdził Maciej Radziwiłł, prezes Trakcji Tiltra. Spółka zależna Trakcji - Poldim, która była wykonawcą odcinka autostrady A1 pod Łodzią, złożyła wniosek o upadłość.
Radziwiłł ocenił, że winne jest państwo, które stworzyło warunki do zabójczej wojny cenowej między wykonawcami. - Najlepszym przykładem opłakanych skutków prowadzenia takiej polityki jest kontrakt na A2 dla chińskiego COVEC-u. Na każdym przetargu pojawiają się nowe firmy lub konsorcja, które chcą wejść na rynek, nie mając odpowiednich mocy przerobowych, które dopiero po wygranej poszukują podwykonawców. Trywializując, chłop z furmanką może obecnie startować do budowy autostrady i ma szanse na wygraną, jeśli zaproponuje najniższą cenę - tłumaczył.

- Kruszywa, asfalt, paliwa, cement i stal stanowią 50-60 proc. wartości kontraktów drogowych. W 2010 i 2011 r. asfalt podrożał w sumie o 45 proc. Wykonawcy nie przewidzieli w kontraktach możliwych podwyżek cen. Jednak gdyby to zrobili, ich wyceny byłyby tak wysokie, że na pewno byliby ostatni w przetargach - przekonywał.

Radziwiłł stwierdził, że po prawie dwudziestu latach zastoju inwestycyjnego, w związku z Euro 2012 nagle wszyscy rzucili się do pracy. - Zachowywaliśmy się jak stado. Braliśmy ryzykowne kontrakty po niskich cenach. Czasami zabrakło doświadczenia, nie ustrzegliśmy się własnych błędów. Euro 2012 potraktowaliśmy w kategoriach religii. Wierzyliśmy, że  wszystko za wszelką cenę musi się skończyć na mistrzostwa, choć przecież buduje się na pokolenia. Narzuciło to krótkie terminy wykonania, byle przed Euro 2012 i drakońskie kary. Firmy pracujące pod taką presją nie  wytrzymują - dodał.

- Przyparci finansowo do muru wykonawcy stają się bardzo agresywni. Szukają wszelkich możliwych roszczeń przeciwko zamawiającemu, finansują się pieniędzmi podwykonawców i dostawców. Wiedząc, że będą mieli ujemną marżę na kontrakcie, np. z powodu wzrostu cen materiałów, zbierają - mówiąc językiem polskiej polityki - tzw. haki na zamawiającego. Za te roszczenia, często zasadne, zleceniodawca zapłaci ekstra. Im gorzej przygotowany kontrakt, tym więcej. Taka polityka haków pozwala zarobić na kontrakcie albo przynajmniej nie ponieść strat - tłumaczył Radziwiłł.

ja, "Gazeta Wyborcza"