Prasa skupia się przede wszystkim na pytaniu, czy premier Guy Verhofstadt wiedział od czerwca o czarnych chmurach gromadzących się nad zakładami w Genk, skoro szef Służby Bezpieczeństwa Państwa zawiadomił o tym wówczas dyrektora Kancelarii Premiera, Luca Coene.
Opinia publiczna dowiedziała się dopiero 1 października. Jak grom z jasnego nieba spadła wtedy na 10-tysięczną załogę Forda w Genk wiadomość, że 3 tys. osób straci pracę i że pozostałym zarząd odmawia gwarancji zatrudnienia na dłuższą metę.
Rząd z premierem Verhofstadtem wyraził wtedy zaskoczenie i oburzenie. Wezwał nawet "na dywanik" szefa Ford Europe, ale niczego z nim nie wskórał.
Amerykanie wprawdzie przymierzali się, że zainwestują w Genk 900 mln euro, żeby montować tam nowe focusy, ale się rozmyślili i będą to robić w Niemczech i Hiszpanii. Nie chcą też zobowiązać się, że Genk może liczyć na produkcję nowych mondeo od 2006 roku.
Gazety piszą, że Verhofstadt zaprzecza, jakoby jego "prawa ręka" Luc Coene przekazywał mu w czerwcu jakiekolwiek ostrzeżenia dotyczące zakładów w Genk.
Premier uważa, że nie ma w tym nic dziwnego, bowiem tajne służby "gromadzą codziennie setki plotek i anonimowych doniesień". Dlatego oburza go "nadużycie", którego dopuściły się media i opozycja, atakując go w tej sprawie.
Zestawiły one zapewnienia premiera, że rząd "nic nie wiedział" z informacjami zawartymi w dorocznym raporcie o działalności tajnych służb sporządzonym przez kontrolujący je tzw. Komitet R.
"Można mieć poważne wątpliwości do tego, czy ostrzegany przed niebezpieczeństwem wiszącym nad jednym z największych pracodawców we Flandrii najbliższy doradca Verhofstadta nic mu o tym nie powiedział" - zauważa "La Derniere Heure".
Belgia jest znaczącym producentem samochodów. Z taśm montażowych zjeżdża w tym kraju ponad milion pojazdów rocznie kilku popularnych marek europejskich. Branża ta zatrudnia w Belgii 24 tysiące ludzi - o 20 proc. mniej niż przed 10 laty.
rp, pap