Wiceminister klimatu: „ceny prądu nie wystrzelą”. Podwyżki są jednak nieuniknione

Wiceminister klimatu: „ceny prądu nie wystrzelą”. Podwyżki są jednak nieuniknione

Miłosz Motyka
Miłosz Motyka Źródło:X / Ministerstwo Klimatu
Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska chciałaby, aby rachunki za prąd po uwolnieniu cen energii od 1 lipca dla gospodarstw domowych nie wzrosły więcej niż 30 zł. Miłosz Motyka przypomniał, że rząd chce objąć gospodarstwa domowe w trudnej sytuacji wsparciem finansowym.

– Przygotowujemy odpowiednie mechanizmy osłonowe, tak aby osoby objęte ubóstwem energetycznym, które mogłyby zapłacić więcej otrzymają potrzebne wsparcie – powiedział w Radiu RMF24 wiceminister klimatu i środowiska Miłosz Motyka. Może to dotyczyć nawet 3 mln gospodarstw domowych.

Miłosz Motyka o kosztach tarczy osłonowej na prąd

Półroczny koszt osłony dla wszystkich odbiorców indywidualnych kosztuje 16 mld złotych. Zdaniem wiceministra na dłuższe mrożenie cen energii nie pozwala budżet. Zauważył, że ceny prądu na światowych rynkach spadają, więc nie ma potrzeby, by w dalszym ciągu regulować rachunki za prąd.

Miłosz Motyka został zapytany, czy to, że ustawa o mrożeniu cen przestanie obowiązywać krótko po wyborach samorządowych i do parlamentu europejskiego, nie jest wynikiem kalkulacji politycznej, odpowiedział, że „nikt nikogo nie oszukuje”, bo rządzący zapowiadali uwolnienie cen już w 2023 r.

– To, że ustawa z grudnia funkcjonuje do końca czerwca, było wiadomo pod koniec roku. Mówiliśmy o nowych rozwiązaniach na luty, marzec, kwiecień. Szczegóły tych rozwiązań poznamy wkrótce – przypomniał wiceminister klimatu i środowiska.

Wiceminister przewiduje, że ceny za prąd będą sukcesywnie spadać wraz z wprowadzaniem do polskiego miksu energetycznego odnawialnych źródeł energii częściowo finansowanych z Krajowego Planu Odbudowy. – Musimy być suwerenni energetycznie. Chcemy oprzeć nasz miks również na energii z elektrowni jądrowej – mówił wiceszef resortu klimatu.

Przypomniał, że pierwsza taka elektrownia ma powstać w Choczewie na Pomorzu. Ma ona składać się z trzech bloków energetycznych, a pierwszy z nich wg. planu resortu zostanie uruchomiony w 2033 roku. Oparcie polskiej energetyki na energii atomowej i odnawialnych źródłach energii zawarte jest w rządowej umowie koalicyjne.

Anna Maria Żukowska mówi o „szczęściu w nieszczęściu”

W niedzielnym „Śniadaniu Rymanowskiego” w Polsat News posłowie rozmawiali o planowanych podwyżkach i tym, co może to oznaczać dla gospodarstw domowych.

– (Koalicja rządząca) znów wprowadza Polaków w błąd, "100 konkretów" nie są realizowane. Kończy się to tym, że Polacy zostają pozostawieni samym sobie, bo podwyżki wejdą w życie już po wyborach samorządowych i europejskich. A wtedy KO nie będzie starała się o głosy – powiedział senator PiS Jacek Bogucki.

Posłanka Koalicji Obywatelskiej Monika Rosa w odpowiedzi zapytała, co „rząd PiS zrobił z pieniędzmi z handlu emisjami CO2.

– Gdzie te pieniądze są, co zrobiliście z systemem przesyłowym? (...). Zastaliśmy osiem lat opóźnień, w dwa miesiące wszystkiego nie naprawimy. Jak się nie prowadzi transformacji energetycznej to ceny prądu rosną, a na końcu płacą za to obywatele – mówiła posłanka ze Śląska.

– PiS straszy podwyżkami cen energii, żeby na nich zagłosować. To strategia wyborcza – ocenił słowa Boguckiego wiceminister klimatu i środowiska. Członek ludowców położył także nacisk na konieczność jak najszybszej transformacji energetycznej.

Posłanka Anna Maria Żukowska wyraziła zadowolenie, że podwyżki zaczną stopniowo wchodzić w życie latem, a nie w sezonie grzewczym. – Realnie minie pół roku zanim Polki i Polacy zorientują się o ile to wzrosło (ceny za energię – red.) – powiedziała posłanka Lewicy.

Czytaj też:
Wiech: mrożenie cen energii to leczenie objawowe. Problem jest gdzie indziej
Czytaj też:
Polski węgiel wciąż na państwowej kroplówce. Tylko PGG będzie potrzebowała ponad 5 mld zł wsparcia

Opracowała:
Źródło: RMF RM / Polsat News