Z tym monitorem jest tak, jakby nagle na biurku pojawił się potwór, który wszystko pożera. 40 cali przy rozdzielczości 4K sprawia, że przestrzeń naszej pracy staje się ogromna. Wszystkie okna otwartych programów, które do tej pory gdzieś się chowały, nagle mają swoje miejsce. Bo to nie 27, nie 34, tylko 40 cali, czyli tyle, ile do niedawna miał standardowy telewizor. Co więcej, ten monitor – Philips BDM4065UC – nie rozłoży na łopatki naszego budżetu. Najpierw zalety. Wielkość obrazu i rozdzielczość (3840 × 2160), która dopiero przy tym rozmiarze sprawdza się w codziennym użytkowaniu. Matryca typu VA ma dobry kontrast i odpowiednią szybkość reakcji. Jest wystarczająca do pracy i gier. Do tego dochodzą wszystkie możliwe porty (D-Sub, HDMI, mini-DisplayPort, DisplayPort, MHL-HDMI i RS-232) plus zestaw czterech portów USB 3.0. No i sterowanie. Wreszcie ktoś pomyślał. Z tyłu monitora znajduje się mały dżojstik, którym wybiera się wszystkie funkcje. Naprawdę jest to intuicyjne i w ciągu minuty można opanować obsługę monitora. Z fajnych rzeczy jest jeszcze możliwość wyświetlania obrazu z czterech różnych źródeł albo opcja podziału ekranu na cztery strefy i wbudowane głośniki. Wadą jest zdecydowanie brak możliwości regulacji pozycji ekranu. To jest potężny monitor, który stoi i mówi, że to ty masz się dostosować. Nie jest to najlepsze rozwiązanie. Można jeszcze ponarzekać na kąty widzenia czy odwzorowanie barw. Tyle że całość niweluje cena. Za niecałe 3 tys. zł mamy ogromny komfort pracy.
Więcej możesz przeczytać w 46/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.