Reporterzy tvn24.pl i „Czarno na białym” opublikowali materiały na temat tzw. listy Morawieckiego, w których wykazali, że osoby znajdujące się na niej, wspierały finansowo kampanię Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o listę ujawnioną przez dziennikarzy, m.in. Mariusza Gierszewskiego z Radia ZET, na której znalazły się osoby – tak wynika z opisu – mające powiązania z premierem i trafiły do spółek Skarbu Państwa.
Dziennikarze ustalili, że 17 osób z „listy Morawieckiego”, które potem trafiły do spółek, choć nigdy wcześniej nie wpłacały pieniędzy na PiS, to w 2019 roku łącznie przelały 242 tys. zł. Co ważne, w tych tytułach przelewów pojawiło się nazwisko premiera. Materiały o tej sprawie znalazły się na stronach tvn24.pl, doczekały się też reportażu telewizyjnego.
Sprawa „listy Morawieckiego”. Rzecznik rządu w TVN24 kpi: Z lubością obejrzałem
Do tych doniesień w TVN24 w „Jeden na jeden” odnosił się rzecznik rządu Piotr Müller. Gdy został zapytany przez Konrada Piaseckiego o te ustalenia, powiedział:
– Z lubością, obejrzałem państwa materiał, w którym państwo próbujecie tworzyć... zresztą taka muzyczka jest w tle, taki dźwięk grozy, żeby bardziej groźnie to brzmiało.
Dalej Müller sugerował, że w materiale celowo pojawiły się zasłonięte twarze informatorów czy zmodulowane głosy. Prowadzący jednak dalej dopytywał o te ustalenia.
– Niech mi pan powie, czy jakiekolwiek z tych działań, które opisujecie wczoraj, miały, chociaż, nie wiem, jakikolwiek cień nielegalności? Bo w Polsce obowiązuje zasada wpłacania na kampanię wyborczą i pełnej transparentności. Gdy państwo mówicie, że dotarliście do materiałów, które dotyczą kampanii wyborczej, to podpowiem wszystkim państwu, jak to można zrobić: pójść do Państwowej Komisji Wyborczej i wziąć te materiały. To dramatyczne stwierdzenie, że dotarliście do czegoś, co ma stworzyć pewną grozę – tłumaczył rzecznik rządu.