Były szef ds. bezpieczeństwa w Twitterze zeznawał 13 września przed Kongresem USA. Sygnalista twierdzi, że firma, z której został zwolniony po nagłośnieniu nieprawidłowości, „oszukuje opinię publiczną”, mówiąc, że dane użytkowników są chronione w odpowiedni sposób. Peiter Zatko uważa, że jest wręcz przeciwnie.
Twitter zapóźniony o dekadę
Jak zeznał przed kongresmenami, procedury, które stosuje się w Twitterze, są przestarzałe o przynajmniej dziesięć lat. Jego zdaniem nie dość, że dane użytkowników są zabezpieczone w niewystarczającym stopniu, to dodatkowo dostęp do nich ma zbyt wielu pracowników firmy. Jak twierdzi, może być to nawet 4 tysiące osób. „Połowa pracowników, to programiści, którzy mogą dostać się do danych bez pozostawiania śladów” – powiedział.
Sygnalista powiedział także o reakcjach zarządu firmy na kary, które nakładane były na Twittera przez regulatora. Chodzi o jednorazowe grzywny za naruszenia w przepisach dotyczących bezpieczeństwa w sieci. Jego zdaniem przedstawiciele portalu „w ogóle się nimi nie przejmowali”. Jak dodał, firma skupiała się przede wszystkim na zwiększaniu przychodów, a wszystko inne było dużo dalej na liście priorytetów.
Twitter promował Chiny
Podczas wysłuchania poruszono także temat niejasnych kampanii reklamowych, które pojawiały się na Twitterze. Chodzi między innymi o ogłoszenia organizacji, które „mogą być powiązane z chińskim rządem”. Pracownicy zgłaszali wątpliwości w tej kwestii do zarządu, ale mieli usłyszeć, że zrezygnowanie z tego źródła przychodu byłoby dla firmy „problematyczne”.
Czytaj też:
Twitter wprowadza funkcję, o którą proszono od lat. „Tak, to dzieje się naprawdę”