Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Następna zima w Europie nie będzie łatwa, ale jesteśmy do niej przygotowani

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Następna zima w Europie nie będzie łatwa, ale jesteśmy do niej przygotowani

O sieciach trzeba jednak również porozmawiać w innym kontekście. Zmienia się bowiem podejście do produkcji energii. To już nie tylko kilka dużych elektrowni, jak kiedyś, ale również masa małych źródeł, jak wiatraki, fotowoltaika, a niebawem małe reaktory jądrowe. Czy to też wpływa na projektowanie sieci?

W podstawie energetycznej nadal będziemy mieli duże źródła wytwarzania. Są one kluczowe i wymagają budowy sieci najwyższych napięć. Do tego w miksie energetycznym obecna jest niesterowalna energetyka wiatrowa i fotowoltaiczna.

Wyzwania związane z rozbudową sieci dystrybucyjnych są bardzo duże, wynika to z konieczności ponoszenia ogromnych kosztów, nierzadko przewyższających możliwości inwestycyjne spółek dystrybucyjnych.

Jednak kwestia pieniędzy nie jest najważniejsza. Większym problemem są ograniczenia administracyjne. Dlatego do zmiany ustawy o sieciach przesyłowych dołożyliśmy komponent sieci dystrybucyjnych, upraszczając spółkom dystrybucyjnym procedury tam, gdzie jest to konieczne.

Trzeba też całkowicie zmienić sposób myślenia o systemie elektroenergetycznym. Energetyka rozproszona będzie miała gigantyczne znaczenie. Wszyscy jednak musimy zdawać sobie sprawę, że powinna być sterowalna.

To nowość, która nie wszystkim musi się spodobać.

To myślenie musi się zacząć od naszych domów, gdzie często montowane instalacje fotowoltaiczne są przewymiarowane, a kończyć na dużych źródłach wytwarzania. Wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że nie będziemy produkować energii zawsze, a wtedy, gdy system będzie odpowiednio zbilansowany. To musi być wzięte pod uwagę przy decyzjach inwestycyjnych.

W tym kontekście myślimy o rozwiązaniach, które pozwolą bilansować sieć za pomocą sterowania zapotrzebowaniem, a nie tylko poprzez redukcję nadpodaży generacji.

Czyli jak?

Pracujemy nad tym, aby do polskiego systemu prawnego weszło pojęcie odwróconego DSR (Demand Side Response – czasowa redukcja poboru mocy przez odbiorców – przyp. red.). Koncepcja opiera się na przyznaniu konsumentom korzyści finansowej za pobieranie energii w momencie, gdy jest jej za dużo. To zupełne odwrócenie podejścia, aby nie płacić za gotowość do redukcji zużycia, a za jego zwiększenie.

Przykładowo, jeśli właściciel cementowni będzie gotowy do uruchomienia jej w momencie, gdy w sieci pojawi się nadmiar energii – skorzysta finansowo za pobranie mocy wtedy, gdy było to potrzebne z punktu widzenia systemu elektroenergetycznego, a zarazem wytworzy więcej towaru.

Jeszcze jesienią chcemy zmienić regulacje tak, aby wprowadzić odwrócony DSR. Zamiast przeznaczania środków na redukcję, przekażemy je cementowniom, hutom, fabrykom kafelków itp. na dodatkową produkcję w niedzielę, na drugiej zmianie, czy dodatkowej linii produkcyjnej.

To wszystko bardzo dobrze brzmi, ale ile wszystkie te plany będą kosztowały? Ile środki przewidzianych jest na inwestycje w sieci, elektrownie, offshore?

Plan inwestycyjny Polskich Sieci Elektroenergetycznych odpowiada ogromnym potrzebom rozbudowy sieci. To kilkadziesiąt miliardów złotych w krótszej perspektywie i aż 130 miliardów w dłuższej. Offshore to kolejne ogromne środki. Sama farma Baltic Power (inwestycja Orlenu i Northland Power – przyp. red.) to 14 miliardów złotych. Polska Grupa Energetyczna planuje wydać około 40 miliardów złotych. Pierwsza elektrownia jądrowa będzie kosztowała ponad 100 miliardów złotych. Niedawno rozmawiałam z ministrem Przemysławem Czarnkiem, bo myślimy nad tym, jak rozwijać szkolnictwo branżowe, żeby polskie kadry znalazły pracę przy tych strategicznych inwestycjach w energetyce. Na początku rozmowy mówiłam o tych bardzo konkretnych nakładach inwestycyjnych i pan minister dopytywał, czy się nie pomyliłam co do kwot. One mogą brzmieć abstrakcyjnie, ale gołym okiem widać, że Polska staje się energetycznym placem budowy. Inwestycji w tym obszarze będzie coraz więcej, bo rynek energii, który znaliśmy, przestaje istnieć na naszych oczach i musimy być gotowi na wyzwania przyszłości.

W ostatnich miesiącach dużo mówi się o małych reaktorach jądrowych. Mam wrażenie, że Polska przyjęła w tej kwestii rolę prekursora. Mimo, że technologia nie jest jeszcze gotowa, to kilka firm otwarcie przyznaje, że wejdzie w tę technologię. Czy Pani zdaniem to jest dobry pomysł?

Gdy zaczynaliśmy rozmowy o różnych rozwiązaniach na poziomie brukselskim, to temat SMR-ów wydawał się odległą perspektywą. Były wątpliwości, czy to nie jest „projekt papierowy” i czy tego typu reaktory w ogóle powstaną. Przez ostatnie miesiące nastawienie Europy diametralnie się zmieniło. Nagle nie mówi się niemal o niczym innym. Tematem zainteresowały się państwa bałtyckie, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Niemcy, Francuzi. Nad tymi rozwiązaniami pracują największe firmy na świecie – NuScale, Westinghouse, GE, Rolls Royce. Obecnie najbardziej zaawansowane projekty SMR są prowadzone przez GE Hitachi Nuclear Energy.

Bardzo chcielibyśmy być prekursorem nie dlatego, że chcemy mieć pierwszy reaktor, ale dlatego, że przygotowanie regulacji i wprowadzenie ich w życie będzie stanowiło wzór dla innych. By wybudować w Polsce – czy gdziekolwiek indziej – SMR-a, potrzebna jest zgoda organu dozoru jądrowego, bo to kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa radiologicznego. Zarazem możliwe wydaje się takie ukształtowanie procesu pozwoleniowego, by odzwierciedlał on specyfikę stosowanych rozwiązań, tj. przede wszystkim modułowość i powtarzalność, i przez to trwał krócej niż w przypadku tzw. wielkoskalowych bloków jądrowych. Ta powtarzalność i modułowość stanowi jednocześnie klucz do ekonomicznego efektu skali projektów SMR.

Wspomniała Pani o rozmowie z ministrem Czarnkiem. Czy to oznacza, że chcą państwo współpracować przy edukacji przyszłych pracowników branży energetycznej? Budując trzy duże i wiele małych elektrowni jądrowych, potrzebujemy wyspecjalizowanej kadry.

Oprócz dużej uchwały rządowej, która przewiduje 4,7 mld zł na inwestycje w kolej, drogi itp. na Pomorzu, myślimy o mniejszym programie dla lokalnych społeczności. Dla mnie niezwykle istotne jest, aby obok współpracy z uczelniami wyższymi, postawić na szkolnictwo średnie i zawodowe.

Potrzebujemy wykształconych pracowników do branży offshore, obsługi sieci, do małych i dużych elektrowni jądrowych. Potrzebujemy ich jak powietrza. To praca dla tysięcy osób. Optymalnym rozwiązaniem będzie zaangażowanie pracowników mieszkających na miejscu, szczególnie że na Pomorzu część rynku pracy ma charakter sezonowy.

Współpracujemy z zespołem szkół w Wejherowie. Gdy tam pojechałam, wstrząsnęło mną, że na tablicy ogłoszeń znajdują się wyłącznie oferty pracy z Holandii, Szwecji, Finlandii czy Danii. Bardzo chcemy to zmienić. Przy współpracy z PSE, PEJ, firmami inwestującymi w offshore, chcemy kształcić ludzi, którzy będą mieli pewną pracę przez kilkadziesiąt lat.

Czytaj też:
Paweł Majewski, prezes Enea dla „Wprost”: Bezpieczeństwo energetyczne to nieustanna, codzienna praca rzecz Polski
Czytaj też:
Pierwszy konkret w sprawie polskiej elektrowni jądrowej. Wiceprezes PEJ zdradza termin