Przyszli studenci ekonomii będą w sporym kłopocie zestawiając informację o tym, że rok 2008 był początkiem kryzysu gospodarczego w Polsce z danymi makroekonomicznymi. Z danych tych bowiem wynikać będzie, że wyniki roku 2008 należały do najlepszych w ciągu dwóch dekad.
Dynamika PKB: ponad 5 proc. – jedna z najwyższych w historii, bezrobocie na koniec roku: poniżej 10 proc. – najniższe w historii, inflacja średnioroczna: niewiele ponad 4 proc., czyli grubo poniżej średniej wieloletniej, dynamika eksportu (w euro): 15 proc., tyle samo co w latach 2006-2007, przeciętna płaca 1000 euro (rekord, który prędko może nie być pobity).
W tym wykazie dobrych informacji jest jeden wyjątek – indeksy giełdowe. WIG, który rozpoczął rok na poziomie 56,5 tys. pkt spadał systematycznie i w połowie pażdziernika dotarł do 40 tys. pkt. Po bankructwie Lehman Brothers ten spadek ostro przyśpieszył i rok kończy na poziomie 27,5 tys. pkt. Wskaźniki giełdowe pokazują zatem na trzy specyficzne cechy obecnej sytuacji. Kryzys finansowy w istocie zaczął się już dawno i jednym z jego przejawów było wycofywanie kapitału z tzw. „rynków wschodzących". Po październikowym krachu pojawiło się bardzo wyraźne przełożenie na sferę produkcji. I wszystkie wysoko rozwinięte kraje znalazły się na skraju recesji lub wręcz w nią już weszły.
Trzecią cechą specyficzną naszej sytuacji jest to, że załamanie wysokiej dyanmiki wzrostu jest przez nas „importowane" i w bardzo niewielkim stopniu wynika z niedoskonałości naszej polityki gospodarczej. Widać to z sekwencji wydarzen negatywnych. Pierwszym segmentem gospodarki, którą one dotknęły byli eksporterzy. Już bowiem w paździeniku nasz eksport, który jeszcze miesiąc wcześniej rósł o 22 proc., spadł o 1 proc.
I z owej trzeciej specyficznej cechy wynika dość smutny wniosek. Wprawdzie najprawdopodobniej nasze kłopoty będą mniejsze niż państw wysokorozwiniętych (choć ze względu na niższy poziom dobrobytu mogą być równie dolegliwe). Z drugiej strony jednak nie mamy praktycznie żadnego sposobu, aby ostrego spadku tempa wzrostu uniknąć.
I dlatego, mimo – licząc całorocznie – bardzo dobrych wyników, rok 2008 nie będzie chyba zbyt dobrze wspominany.
W tym wykazie dobrych informacji jest jeden wyjątek – indeksy giełdowe. WIG, który rozpoczął rok na poziomie 56,5 tys. pkt spadał systematycznie i w połowie pażdziernika dotarł do 40 tys. pkt. Po bankructwie Lehman Brothers ten spadek ostro przyśpieszył i rok kończy na poziomie 27,5 tys. pkt. Wskaźniki giełdowe pokazują zatem na trzy specyficzne cechy obecnej sytuacji. Kryzys finansowy w istocie zaczął się już dawno i jednym z jego przejawów było wycofywanie kapitału z tzw. „rynków wschodzących". Po październikowym krachu pojawiło się bardzo wyraźne przełożenie na sferę produkcji. I wszystkie wysoko rozwinięte kraje znalazły się na skraju recesji lub wręcz w nią już weszły.
Trzecią cechą specyficzną naszej sytuacji jest to, że załamanie wysokiej dyanmiki wzrostu jest przez nas „importowane" i w bardzo niewielkim stopniu wynika z niedoskonałości naszej polityki gospodarczej. Widać to z sekwencji wydarzen negatywnych. Pierwszym segmentem gospodarki, którą one dotknęły byli eksporterzy. Już bowiem w paździeniku nasz eksport, który jeszcze miesiąc wcześniej rósł o 22 proc., spadł o 1 proc.
I z owej trzeciej specyficznej cechy wynika dość smutny wniosek. Wprawdzie najprawdopodobniej nasze kłopoty będą mniejsze niż państw wysokorozwiniętych (choć ze względu na niższy poziom dobrobytu mogą być równie dolegliwe). Z drugiej strony jednak nie mamy praktycznie żadnego sposobu, aby ostrego spadku tempa wzrostu uniknąć.
I dlatego, mimo – licząc całorocznie – bardzo dobrych wyników, rok 2008 nie będzie chyba zbyt dobrze wspominany.