Składy paliw m.in. na zachodniej Ukrainie coraz częściej padają celem rosyjskiego ataku. Tylko w miniony weekend obiekty zaatakowano m.in. we Lwowie, czy Łucku. Tymczasem paliwo jest niezbędne nie tylko ukraińskiej armii, ale też rolnikom w związku z rozpoczętą właśnie kampanią siewną.
– Wróg ma na celu zniszczenie infrastruktury naszego kraju niezależnie od rozpoczęcia kampanii siewnej. Warto dodać, że lwowski skład jest otoczony przez osiedla mieszkaniowe. Atak był więc elementem terroru i zastraszania wobec ludności cywilnej – mówi w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną Ołeksandr Chorunży, rzecznik Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS).
Ukraińskie władze – jak podaje Dziennik Gazeta Prawna – obawiają się deficytu paliwa, którego ceny rosną, choć w połowie marca parlament skasował akcyzę na paliwo i obniżył stawki VAT z 20 proc. do 7 proc. Mieszkańcy od razu po rozpoczęciu inwazji zaczęli tankować na zapas, także w ramach przygotowań do opuszczenia swoich miejscowości. Władze odpowiedziały wprowadzeniem limitów – na stacjach kierowcy samochodów osobowych mogą jednorazowo kupić 20 litrów paliwa. Do tego mogą dochodzić problemy z importem benzyny, którą przed wojną sprowadzono w dużej mierze z Białorusi. Teraz Ukraina w przyspieszonym tempie przestawia się na zakupy z państw Unii Europejskiej, zwłaszcza z Niemiec, Polski i Węgier.
Gospodarka wielu ukraińskich regionów oparcia jest na rolnictwie, zaś rolnicy do rozpoczęcia prac polowych potrzebują ogromnych ilości ropy. Gazeta zwraca uwagę, że dla ukraińskich rolników zaczął się najtrudniejszy od zakończenia II wojny światowej sezon. Rządowe szacunki wskazują, że tegoroczne zbiory będą o 30 proc. niższe, co – jak wskazują eksperci – i tak jest optymistycznym scenariuszem.
Władze, obawiając się niedoborów na rynku wewnętrznym, ograniczyły eksport pszenicy i kukurydzy. Spółki chcące sprzedać te rodzaje zboża będą musiały otrzymać zgodę ministerstwa polityki agrarnej.
Inny problem, który dotyka ukraińskich rolników wiąże się z faktem, że niektóre pola zostały zaminowane albo znajdują się na nich liczne niewybuchy. Specjaliści apelują do farmerów, by sami nie próbowali rozminowywać terenu, a wezwali w tym celu specjalistów. W części regionów Rosjanie zwyczajnie utrudniają pracę rolników poprzez m.in. konfiskatę ciągników.
Głodu nie będzie, ale problem z eksportem
Z racji tego, że Ukraina należy do największych producentów żywności zapasów na krajowe potrzeby wystarczy, należy się jednak spodziewać załamania eksportu. – Dostarczamy światu połowę produkcji oleju słonecznikowego. Nie da się go szybko zastąpić. Ostatni miesiąc pokazał, na ile Ukraina jest nierozłączną częścią Europy w sensie ekonomicznym – podkreśla w rozmowie z portalem Mind.ua Olha Trofimcewa, była minister polityki agrarnej.
– Ukraina żywiła 400 mln ludzi z całego świata. Wiele regionów czeka głód. Nie mamy problemu z klientami, lecz z tym, jak im dostarczyć naszą produkcję – podkreśla Roman Łeszczenko, do niedawna szef resortu polityki agrarnej.
Czytaj też:
Powstanie kolejny państwowy moloch spożywczy. Sasin: Wojna w Ukrainie diametralnie zmieniła sytuację