W pułapce tanich pożyczek

W pułapce tanich pożyczek

Dodano:   /  Zmieniono: 
mat. prasowe 
Rozpasane wydatki rządów i nadmierna hojność banków – to najkrótsza recepta na bankructwo w stylu europejskim.
Zachód dziesięć lat przed totalnym bankructwem?” – pisał w tytule wydanej w 2010 r. książki francuski ekonomista Jacques Attali, twórca Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Był optymistą. Zamiast o dziesięciu latach powinien raczej pisać o dziesięciu miesiącach. Koszmar z najczarniejszych snów stał się faktem. Kryzys zadłużenia w Europie wszedł w ostrą fazę. Okazało się, że niektóre państwa strefy euro nie są w stanie pożyczyć na rynku tyle pieniędzy, by starczyło na pokrycie ich potrzeb budżetowych i spłatę zadłużenia.

Pierwszy w tarapaty wpadł „zielony tygrys” Europy – Irlandia. Już w 2008 r. wybuch globalnego kryzysu finansowego i pęknięcie bańki na rynku nieruchomości wpędziły ją w recesję. Rosło bezrobocie, spadały dochody firm, a wraz z nimi dochody rządu. Nad miarę rozrośnięty system bankowy stanął na skraju przepaści, gdy okazało się, że hojnie rozdawane kredyty mogą zostać niespłacone.

Broniąc banków przed bankructwem, rząd w 2009 r. przejął od nich wątpliwe kredyty, znacjonalizował Anglo Irish Bank (koszt to 30 mld euro) i dokapitalizował Allied Irish Banks oraz Bank of Ireland. W konsekwencji dług publiczny Irlandii wystrzelił – z 24 proc. PKB w 2007 r. do 93 proc. w 2010 i 111 proc. w 2011 r.

Prywatni pożyczkodawcy zaczęli wątpić w jej wypłacalność. Uwzględniając rosnące ryzyko plajty, oczekiwali coraz wyższych odsetek od obligacji. Późną jesienią 2011 r. Irlandia poprosiła o pomoc Unię Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). Przyznały jej pomoc 85 mld euro. Kraj stał się pierwszym z PIGS – taki pogardliwy skrót (pigs – ang. świnie) wymyślili finansiści dla czterech europejskich krajów zagrożonych niewypłacalnością: Portugalii, Irlandii, Grecji i Hiszpanii W pułapce tanich pożyczek Rozpasane wydatki rządów i nadmierna hojność banków – to najkrótsza recepta na bankructwo w stylu europejskim. (ang. Spain). Irlandia zaczyna wychodzić na prostą dzięki wartemu 15 mld euro planowi cięć budżetowych i podwyżek podatków. Ale z Grecją Europa ma ból głowy. Tu przyczyny zapaści są proste: dziesiątki lat życia ponad stan, wydatki rządowe notorycznie przekraczające dochody. A praprzyczyną jest mizerna konkurencyjność gospodarki Ellady. Dzięki wejściu do strefy euro w 2001 r. Grecy utrzymali wysoką siłę nabywczą płac, ale sprawili, że wytwarzane przez ich kraj dobra i usługi na trwałe stały się drogie. Głównym produktem eksportowym jest turystyka. Tu tańsze i nie mniej atrakcyjne są Turcja, Tunezja i Egipt.

Gdy państwo ma walutę narodową, a jego konkurencyjność maleje i kraj znacznie więcej importuje, niż eksportuje, włącza się rynkowy mechanizm korekty. Przy rosnącym popycie na walutę wartość drachmy by spadała, towary i usługi Greków stałyby się tańsze, zagraniczny popyt na nie by wzrósł, ożywiając gospodarkę. Rosłyby dochody państwa i nie musiałoby się ono zadłużać, zwłaszcza że ożywienie zmniejszyłoby bezrobocie i wydatki na zasiłki. Przyjęcie euro ten mechanizm korekcyjny wyłączyło.

Z biegiem czasu okazało się też, że Grecy manipulowali danymi statycznymi, by spełnić kryteria dopuszczenia do strefy euro. Jechali niejako na gapę – i to podwójnie, bo koszty pożyczania pieniądza w strefie spadły do poziomu charakterystycznego dla stabilnych Niemiec. Rząd w Atenach mógł się taniej zadłużać (w 1995 r. płacił średnio 19 proc. odsetek, w 2003 r. – tylko 4 proc.), co pozwalało politykom zapomnieć o równoważeniu dochodów i wydatków budżetu. Aż przyszedł kryzys roku 2008. Po upadku amerykańskiego banku Lehman Brothers instytucje finansowe na świecie zaczęły się przyglądać aktywom, komu pożyczyły, na ile i jakie jest ryzyko, że dłużnik nie odda

Okazało się wtedy, że obligacje Grecji są bardziej ryzykowne niż bundy – obligacje rządu Niemiec, kraju o potężnej i zdrowej gospodarce. Na domiar złego kryzys podciął dochody państwa. Rentowność obligacji greckich zaczęła gwałtownie rosnąć (średnio do 20 proc. w 2011 r.), rząd w Atenach został zmuszony oferować coraz wyższe odsetki. W 2010 r. agencje ratingowe badające wiarygodność pożyczkobiorców zdegradowały greckie obligacje do poziomu śmieciowego. UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy musiały rzucić koło ratunkowe w postaci 110 mld euro pod warunkiem ostrych cięć wydatków budżetowych, co wywołało protesty społeczne w Grecji. Kryzys się pogłębiał, kraj tonął w recesji. Światowa prasa zamiast pytać, czy Grecja zbankrutuje, pytała kiedy. Jesienią 2011 r. europejscy politycy rzuci kolejne koło ratunkowe – 130 mld euro. I zmusili zagranicznych wierzycieli do odpisania ponad połowy greckiego długu, dzięki czemu zamiast dwukrotności PKB zobowiązania mają w końcu tego roku sięgnąć 160 proc. PKB, a za osiem lat „tylko” 120 proc. PKB.

Nadal jednak ekonomiści wątpią, by gospodarka, która nie odzyskała konkurencyjności, udźwignęła ten ciężar. Zachodni analitycy coraz częściej obstawiają, że Grecja wyjdzie ze strefy euro. Wprowadzona do obiegu nowa drachma natychmiast straci na wartości, Grecy zbiednieją, ale w końcu odzyskają konkurencyjność i ich gospodarka odbije się od dna.

Portugalia – kraj o najniższym PKB na głowę mieszkańca w starej Unii – rozwijała się w pierwszej dekadzie XXI w. dzięki projektom infrastrukturalnym. Rosła armia pracowników sektora państwowego. Finansowane przez rząd i UE projekty się skończyły, silnik gospodarki nie wszedł na wyższe obroty, ale długi zostały. I przez chroniczny deficyt budżetowy oraz wzrost rentowności błyskawicznie rosły – z 55 proc. PKB (czyli poziomu obecnego zadłużenia Polski) w 1997 r. do 68 proc. w 2008 i aż 108 proc. w 2011 r. Po wybuchu kryzysu rząd w Lizbonie – podobnie jak irlandzki – zmuszony był na koszt podatnika ratować banki, które zbyt hojnie udzielały kredytów. W 2011 r. stało się jasne, że kraj nie poradzi sobie bez pomocy UE i MFW, które przygotowały wart blisko 80 mld euro plan ratunkowy. Pieniądze te pomogły m.in. wesprzeć bank Millennium BCP. Portugalia zeszła z czołówek gazet, choć z kryzysu jeszcze nie wyszła.

Media zajęły się Hiszpanią. Tam kryzys może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż w Grecji czy Portugalii. Dzięki niskim kosztom pieniądza i tłumom Brytyjczyków czy Niemców chętnych do kupna domów na Costa Brava Hiszpania rozbuchała inwestycje i ceny na rynku nieruchomości. W 2008 r. nieruchomościowa bańka pękła, tysiące mieszkań zaczęło porastać kurzem w oczekiwaniu na kupców, których nie ma. Firmy budowlane zbankrutowały, bezrobocie wystrzeliło do 24 proc., a banki zostały z 153 mld euro (dane z kwietnia) niespłacanych kredytów i przejętymi od dłużników nieruchomościami o malejącej wartości. I choć jeszcze niedawno poziom długu publicznego – 69 proc. PKB w końcu 2011 r. – nie był gigantyczny, perspektywa ratowania banków na koszt podatnika i nieradzących już sobie ze spłatą własnego zadłużenia samorządów regionalnych sprawia, że przy wysokim deficycie budżetowym (11 proc. w 2011 r.) Madryt stał się kolejnym kandydatem do bankructwa. Nie pierwszego w dziejach Hiszpanii. Od instytucji unijnych i MFW uzyskał 100 mld euro ratunkowej linii kredytowej, głównie na ratowanie banków.

O ile z plajtą Grecji Europa sobie poradzi (dług 356 mld euro na koniec 2011 r.), o tyle bankructwo Hiszpanii (735 mld euro) byłoby gigantyczną katastrofą finansową. Nabywcami obligacji rządowych są bowiem w dużej mierze banki – także z innych krajów UE. Konieczność spisania na straty pieniędzy pożyczonych Hiszpanii popchnęłaby wiele z tych instytucji na skraj bankructwa. To zmusiłoby rządy ich krajów do ratowania banków na koszt podatnika. Dług publiczny i tam by wystrzelił, jak w broniącej się Irlandii. Przez Europę ruszyłoby domino plajt. Żaden kraj UE by nie uniknął wstrząsów.

W tym kontekście pocieszające są postępy Włoch, kraju o gigantycznym zadłużeniu (120 proc. PKB). Do chwili podjęcia reform przez premiera Maria Montiego, byłego członka Komisji Europejskiej, Italia była kandydatem do bankructwa. Teraz sobie radzi. Ucichły też – przynajmniej chwilowo – głosy wieszczące, że ogniskiem kryzysu dłużnego stanie się Francja (jej dług sięgnął 86 proc.). Warto jednak śledzić nagłówki gazet, bo kryzys się nie skończył. Dług publiczny w UE przekracza 10,4 bln euro, czyli 20,8 tys. euro na każdego obywatela Unii (to 156 kg monet o nominale 1 euro). Z tym ciężarem może się zmagać jeszcze niejeden europejski rząd, co trafnie przewidział Jacques Attali.

Krzysztof Adam Kowalczyk, Koordynatorzy NBP: Małgorzata Maryjewska, Dariusz Rostkowski, Koordynator „Wprost”: Tomasz Karwowski

Bankructwa państw to chleb powszedni
Historia długu publicznego

231 r. p.n.e.
Pierwsza pożyczka „państwowa”. Przywódcy Sparty zapożyczają się w sanktuariach w Olimpii i Delfach na wojnę z Atenami

I w. n.e.
Oktawian po otrzymaniu tytułu Augusta pożycza u wyzwoleńca 40 mln sestercji na roboty miejskie w Rzymie

XIII w.
Pojawia się zasada ciągłości – dług nie wygasa ze śmiercią władcy, lecz ma być spłacony przez następcę

1262 r.
Doża prowadzący wojnę z Genuą przypisuje dług Wenecji. Pojawia się skarb państwa. Pożyczki są przedłużane na kolejne lata (rolowane)

XIV w.
Wierzytelności miast flamandzkich są rejestrowane przed notariuszami i mogą być transferowane

1378 r.
Wenecja w czasie wojny w Genuą zaprzestaje spłat

1535 r.
Król Franciszek I emituje pierwszą stałą pożyczkę Francji, pojawia się ciągłość zobowiązań królewskich. Król nie spłaca długu, pokrywa tylko odsetki

druga połowa XVI w.
Król Hiszpanii Filip II zadłuża kraj do 2/3 PKB i odmawia spłaty pożyczek

XVII w.
Gdy umiera król Francji Ludwik XIII, okazuje się, że dochody zostały wydane na trzy lata naprzód. W 1649 r. państwo bankrutuje

1683 r.
Zrujnowany przez wojny wielki elektor pruski Fryderyk Wilhelm ogłasza niewypłacalność. To nie ostatnia plajta kraju

1787 r.
Dług Francji przekracza 80 proc. PKB. W 1789 r. kraj jest niewypłacalny

1790 r.
Rząd federalny USA bierze odpowiedzialność za długi wojenne poszczególnych stanów

1797 r.
Francja unieważnia długi publiczne

1802 r.
Austria nie uznaje swoich długów. W 1868 r. zrobi to ponownie

1807 r.
Bankrutują Niemcy. Zrobią to jeszcze w latach 1812, 1813, 1814, 1850 i dwukrotnie w XX w.

1815 r.
Po pokonaniu Napoleona dług Anglii sięga 275 proc. PKB. Dzięki okresowi pokoju i rewolucji przemysłowej w 1910 r. dług wynosi 25 proc. PKB

lata 1835-1836
USA po raz pierwszy i jedyny w historii nie mają długu

1839 r.
Rosja nie uznaje swoich długów. Zrobi to też w 1918 r.

1919 r.
Po I wojnie światowej dług Francji i Anglii sięga 150 proc. PKB, USA – 28 proc.

1939 r.
Dług publiczny USA sięga 44 proc. PKB, Francji – 110 proc., a Anglii – 125 proc.

1945 r.
Powojenny dług Wielkiej Brytanii sięga 250 proc. PKB, a Francji 110 proc. Spłacają go m.in. dzięki inflacji

1981 r.
Polska zawiesza spłaty. W 1991 r. otrzymuje 50-proc. redukcję długu

1982 r.
Bankrutuje Meksyk

1998 r.
Zmniejszenie długu Rosji o 35 proc.

2001 r.
Plajtuje Argentyna

Na podst.: „Zachód 10 lat przed totalnym bankructwem?”, wyd. Emka
Za słabe hamulce bezpieczeństwa

Dług publiczny bierze się z nadmiernych wydatków państwa przekraczających jego dochody. Politycy europejscy przez całe lata chętnie uchwalali budżety z deficytem – pozwalało to pobudzać koniunkturę gospodarczą poprzez wydatki inwestycyjne państwa, a wydatkami socjalnymi kupować przychylność wyborców. Do takiej polityki zachęcała rządzących względna łatwość w pozyskiwaniu kapitału dzięki emisji obligacji państwowych. Aż do niedawna były uznawane przez finansistów za inwestycję pewną i niemal całkowicie pozbawioną ryzyka. Przez cały okres powojenny kraje Europy Zachodniej respektowały bowiem swoje zobowiązania, a bankructwa rządów były znane z podręczników historii bądź uważane za przypadłość słabiej rozwiniętych kontynentów.

W takim samozadowoleniu utwierdzała kraje strefy euro niższa rentowność ich obligacji, niemal jednakowa dla wszystkich państw. Unijny pakt na rzecz stabilności i wzrostu wprawdzie narzuca krajom strefy konieczność nieprzekraczania 3 proc. PKB deficytu budżetowego i limitu długu na poziomie 60 proc. PKB. Za naruszenie jej grozi tzw. procedura nadmiernego deficytu, mająca prowadzić do sankcji za nadmierne rozpasanie budżetowe. Ścieżka to jednak skomplikowana i długa, w praktyce kara za naruszenie przypominała grożenie placem. Nic dziwnego, że granicy deficytu europejscy politycy nie traktowali poważnie, o czym świadczy to, że jako jedne z pierwszych w strefie euro naruszyły ją Niemcy (w 2001 r.), a zaraz po nich Francja.

O przejściu do kolejnego etapu procedury nadmiernego deficytu, terminie usunięcia nieprawidłowości, a ostatecznie o nałożeniu sankcji finansowych decyduje Rada Europejska. To zgromadzenie premierów wszystkich państw UE, gdzie dotychczas górę brała gra interesów politycznych, a nie grożące w konsekwencji nadmierne zadłużenie i kryzys gospodarczy. Przez ostatnie dziesięć lat procedurę nadmiernego deficytu wszczęto w stosunku do... 27 państw UE. [KAK]