Świąteczny budżet domowy

Świąteczny budżet domowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIE: WOJCIECH PACEWICZ/PAP
Koniec roku i okres przedświątecznych zakupów to trudny moment dla naszych domowych budżetów. Na chwilę stajemy się szczodrymi Świętymi Mikołajami i często popełniamy błędy, których skutki odczuwamy w następnych miesiącach.

Grudzień zawsze jest miesiącem, w którym nasz domowy budżet jest szczególnie obciążony. Większych wydatków nie uda nam się uniknąć. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy z góry skazani na utratę kontroli nad naszymi portfelami. Wręcz przeciwnie – to właśnie teraz warto poświęcić więcej uwagi swoim finansom: dokonać bilansu mijającego roku, pomyśleć o planach na kolejne miesiące i lata, ocenić z tej perspektywy obecny stan domowej kasy. Dzięki temu łatwiej też będzie nam spojrzeć z dystansem na bieżące, grudniowe wydatki. Niech ten księgowy, który w nas już drzemie, obudzi się i weźmie się do roboty. Lepszy bowiem księgowy w roli Świętego Mikołaja niż Święty Mikołaj zastępujący księgowego.

ROZSĄDNY PLAN

Aby utrzymać w ryzach swoje przedświąteczne wydatki, warto dokładnie zaplanować grudniowy budżet. Spiszmy na kartce wszystkie środki, jakimi dysponujemy w tym miesiącu (możemy do tego też użyć specjalnego programu komputerowego lub aplikacji), a następnie czekające nas wydatki „sztywne” (czynsz, rachunki, raty itp.) oraz kwoty, które musimy przeznaczyć „na życie” (żywność, środki czystości, komunikacja itd.). Tu niczego ad hoc nie uda nam się zmienić. Zorientujemy się jednak w ten sposób, czy dysponujemy jakąś nadwyżką – wolną kwotą, którą możemy przeznaczyć na święta. Osobno spróbujmy policzyć, ile święta mogą nas kosztować: zakup choinki, prezenty (można ustalić limit kwotowy dla każdej obdarowywanej osoby), posiłki (przy okazji krytycznie ocenimy nasze świąteczne menu), ewentualne wyjazdy itd.

Jeśli suma wydatków przeznaczonych na święta nie przekroczy wcześniej wyliczonej „wolnej” kwoty w naszym budżecie domowym, to możemy być spokojni o nasze grudniowe finanse. Co jednak zrobić, gdy bilans nie jest pozytywny? Oczywiście wiele zależy od „skali niezbilansowania”, sytuacji bytowej danej rodziny, panujących w niej zwyczajów itp. Zawsze jednak w pierwszej kolejności warto szukać rozwiązań najprostszych (to wcale nie znaczy, że łatwych) i bezkosztowych (to nie znaczy, że bezbolesnych). Przede wszystkim jeszcze raz warto się przyjrzeć swoim świątecznym planom. Może uda się je jednak skorygować? Choinka przecież wcale nie musi być okazała. Możemy zmniejszyć kwotę przeznaczoną na prezenty, modyfikując nieco „strategię prezentową” (np. zmniejszyć ich liczbę, jeden drogi zastąpić kilkoma tańszymi). Świąteczny stół z kolei wcale nie musi się uginać pod ciężarem kolejno serwowanych dań, których biesiadnicy nawet nie będą już w stanie spróbować. „Skromnie”, „oszczędnie” czy „z umiarem” wcale przecież nie musi oznaczać „biednie”. To od nas samych, a nie od zasobności naszych portfeli będzie zależeć, czy święta w naszym domu będą miały odpowiednią atmosferę, smak i styl.

RACJONALNE WYDATKI

Jeśli chcemy, by nasz świąteczny budżet się zbilansował, nie możemy zapominać o zachowaniu dyscypliny przy wydawaniu pieniędzy. Przedświąteczna atmosfera, natłok reklam, kuszące promocjami witryny sklepowe, pośpiech – to jej wrogowie. Dlatego przygotowania zacznijmy odpowiednio wcześnie, by mieć czas na chłodną kalkulację. Na zakupy chodźmy z przygotowaną listą potrzebnych nam produktów i nabywajmy tylko to, co na niej się znajduje, ignorując zachęty sprzedawców. Unikniemy w ten sposób zakupu rzeczy przypadkowych, przeważnie – jak się później okazuje – zupełnie nam niepotrzebnych. Oczywiście łowienie rozmaitych okazji, przecen czy promocji bywa pożyteczne i przyjemne, ale nie zapominajmy, że to innego typu zakupy, których nie warto łączyć z zakupami przedświątecznymi. Wyprawę na sklepowe łowy może warto zaplanować np. na styczeń czy luty, gdy na rynku pojawi się więcej ofert związanych z wyprzedażami. Krytycznie podchodźmy przy tym do wszelkich promocji, gdyż duża ich część nie zasługuje na to miano.

Nie każdemu oczywiście odpowiada model zakupowy potocznie zwany „wpaść, zgarnąć to, co najpotrzebniejsze, i wyjść”. Jeśli ktoś lubi zakupy i ceni sobie w nich pewną dozę nieprzewidywalności albo chce od czasu do czasu ulec małym kaprysom, może spróbować zapanować nad swoim temperamentem, ustalając z góry, jeszcze przed wybraniem się na sklepowe łowy, nieprzekraczalny, bezpieczny dla domowych finansów (wkomponowany w budżet domowy) limit – kwotę, której nawet w największej gorączce zakupowej nie przekroczy.

OSTROŻNIE Z KREDYTEM

W sytuacji, gdy wykorzystaliśmy już wszystkie najprostsze sposoby ograniczenia i zracjonalizowania naszych wydatków, a mimo to nasz budżet nie chce się dopiąć, będziemy musieli poszukać dodatkowych źródeł finansowania naszych potrzeb. Jeśli mamy lokaty w banku – sięgnijmy po nie. Operacja ta nie będzie już bezkosztowa, bo możemy np. utracić odsetki, ale przy obecnym poziomie oprocentowania ta niewielka strata okaże się drobiazgiem w porównaniu z kosztami, jakie ponieślibyśmy, zaciągając kredyt. Pod żadnym pozorem natomiast nie ruszajmy (nie spieniężajmy, nie wycofujmy się przedwcześnie) naszych długofalowych inwestycji, polis na życie itp. To z całą pewnością nam się nie opłaci – uzyskamy dzięki temu grosze, które być może pozwolą nam na moment złapać oddech, ale za to zrujnujemy mozolnie budowaną strategię finansową obliczoną na całe życie – nasze i naszych bliskich.

Stając przed problemem przedświątecznych wydatków, a jednocześnie nie dysponując żadnymi oszczędnościami, siłą rzeczy zwracamy uwagę na dostępne na rynku oferty kredytowe i pożyczkowe. W tym momencie jednak powinniśmy zadać sobie pytanie: czy w ogóle warto się zadłużać, na wiele miesięcy obciążać się ratami po to, by w tym roku świętować zgodnie z wcześniej przyjętymi planami? Jeśli nie mamy większych problemów finansowych (a planujemy większy zakup) albo nasze kłopoty są tylko przejściowe i mamy pewność, że szybko miną, to skorzystanie z oferty kredytowej będzie miało sens. Jeśli jednak co miesiąc nie możemy związać końca z końcem, a pożyczka ma nas tylko na chwilę wybawić z trwałych kłopotów, trzymajmy się z daleka od wszelkich tego typu rozwiązań. Ceną bowiem za chwilową radość może być wpadnięcie w pętlę zadłużenia, z której bardzo trudno będzie nam się wydostać.

Z KARTĄ I LIMITEM

Decydując się na sfinansowanie świąt ze środków pochodzących z kredytu lub pożyczki, nie zapominajmy, że do wyboru mamy wiele różnych rozwiązań. Kredytów udzielają wyłącznie banki (kwestie związane z nimi reguluje prawo bankowe). Środki pochodzą z powierzonych im czasowo przez klientów oszczędności (banki pośredniczą więc między tymi, którzy lokują w nich swoje pieniądze, oraz tymi, którzy potrzebują dodatkowych środków). Z zasady środki z kredytu służą sfinansowaniu określonego celu. Pożyczek natomiast mogą udzielać zarówno osoby fizyczne, jak i instytucje (kwestie pożyczek reguluje kodeks cywilny) ze środków własnych. W rzeczywistości wiele banków zaciera granice między tymi pojęciami, oferując zarówno kredyty gotówkowe, jak i pożyczki gotówkowe (w obu przypadkach – na dowolny cel).

Najszybszym i najwygodniejszym (ale nie zawsze najtańszym) sposobem uzyskania dodatkowych pieniędzy jest karta kredytowa. Służy ona do robienia zakupów na kredyt – do ustalonego w umowie limitu, pamiętajmy przy tym, że nie opłaca się wybierać gotówki z karty z bankomatu. Dług można spłacać w całości w wyznaczonym przez bank terminie. Korzysta się wówczas z nieoprocentowanego kredytu (to tzw. grace period – okres bezodsetkowy, który wynosi maksymalnie 56-58 dni); od takiego długu w ogóle nie płaci się odsetek; w przypadku natomiast wypłat z bankomatu grace period nie obowiązuje i odsetki są naliczane od momentu dokonania transakcji). Można też co prawda wybrać opcję spłacania długu przez dłuższy czas, ale po przekroczeniu okresu bezodsetkowego bank zacznie naliczać odsetki. Oprocentowanie zaś takiego kredytu jest bardzo wysokie (np. 16 proc. w skali roku). Tego lepiej więc unikać. Terminy i kwoty spłat reguluje sam posiadacz karty (trzeba jednak pamiętać o wymaganej przez bank minimalnej miesięcznej spłacie). Za używanie karty kredytowej zapłacimy bankowi opłatę roczną (w zależności od karty i banku – z reguły ok. 50-80 zł). Często jednak banki rezygnują z jej pobierania w przypadku klientów, którzy w ciągu roku zrobią przy jej użyciu zakupy na określoną kwotę.

Inne rozwiązanie to kredyt w ROR (np. kredyt odnawialny, limit w koncie itd.). Dzięki niemu można wypłacić ze swojego konta w banku więcej pieniędzy, niż faktycznie się na nim znajduje. Oczywiście można to robić tylko do pewnych granic: bank każdemu klientowi indywidualnie wylicza maksymalną kwotę (limit), na jaką może się zadłużyć. Bank odbiera dług – wraz z odsetkami za okres zadłużenia – w momencie, gdy na koncie pojawią się pieniądze. Każda wypłata lub zakupy na kredyt zmniejszają kwotę dostępnego limitu, każda spłata – zwiększa ją. Za przyznanie kredytu w ROR (oraz odnowienie po roku) będziemy musieli bankowi zapłacić prowizję (np. 2 proc. kwoty limitu). Warto pamiętać, że uzyskanie zarówno karty kredytowej, jak i kredytu w ROR (oraz wysokość przyznanych limitów) jest uzależnione przede wszystkim od naszej zdolności kredytowej – czyli od oceny banku, czy będziemy w stanie spłacać zadłużenie.

Limit kredytowy i karta kredytowa wcale nie muszą być traktowane jako instrumenty alternatywne. Mogą się uzupełniać. Dzięki temu kredyt może się stać jeszcze bardziej elastyczny oraz tańszy. Jak? Wyobraźmy sobie, że mamy limit kredytowy w rachunku oraz kartę kredytową i chcemy kupić telewizor za 3 tys. zł. W sklepie płacimy kartą kredytową. Przez kilkadziesiąt dni (w niektórych bankach nawet do 56-58 dni) korzystamy z nieoprocentowanego kredytu (nie płacimy odsetek). Nie wydajemy pieniędzy, które w tym czasie mogą np. leżeć na koncie oszczędnościowym. Tuż przed końcem okresu bezodsetkowego dla karty możemy skorzystać z dwóch rozwiązań: jeśli mamy pieniądze, to spłacamy dług w całości i wychodzimy na plus (zero kosztów, zysk na koncie oszczędnościowym); jeśli pieniędzy nie mamy – spłacamy dług z karty pieniędzmi z niżej oprocentowanego limitu kredytowego do rachunku.

TYLKO W OSTATECZNOŚCI

Korzystanie z kredytów i pożyczek gotówkowych, a tym bardziej z chwilówek (szybkich pożyczek na bardzo krótki okres – najczęściej do miesiąca) to ostateczność. Są one bardzo drogie i korzystać z nich można tylko wtedy, gdy zawiodą inne możliwości (choć trzeba zadać sobie wówczas pytanie, dlaczego zawiodły; może po prostu to sygnał, że w ogóle nie stać nas na to, by się zadłużać). Należy też robić to z rozwagą. Warto przejrzeć wiele ofert i sprawdzić, co mają do zaoferowania w tym względzie przede wszystkim instytucje objęte nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego, a więc banki (w tym spółdzielcze) i spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe (klient ma gwarancje standardów, bezpieczeństwa; oferta jest też tańsza). Unikajmy propozycji rozmaitych firm pożyczkowych i firm udających banki i prowadzących podobną działalność, ale bez licencji, nadzoru i gwarancji bezpieczeństwa dla klientów, mimo że ich walorem bywa niekiedy zdecydowanie większa dostępność. Pamiętajmy jednak, że zawsze jest coś za coś: im łatwiej uzyskać pożyczkę, im mniej zabezpieczeń jest wymaganych czy wymagań stawianych klientom, tym więcej będzie nas ona kosztowała. Poza tym wciąż na rynku można znaleźć propozycje nieuczciwe.

Decydując się na kredyt gotówkowy lub pożyczkę, warto pamiętać o kilku podstawowych kwestiach. Po pierwsze, jeśli w grę wchodzi niewielka pożyczka na krótki czas, to dla całkowitych kosztów z nią związanych dużo większe znaczenie mają z reguły prowizje i opłaty niż oprocentowanie (dlatego niektóre instytucje chwalą się niskim oprocentowaniem i ukrywają informacje o opłatach). Po drugie, sprawdźmy, czy będziemy musieli ponieść dodatkowe koszty związane z pożyczką (np. ubezpieczenie pożyczki – przy małych kwotach i krótkich terminach może to być koszt niepotrzebny; konieczność założenia konta w banku – jeśli już mamy konto, to następne może się okazać zbędne i kosztowne). Po trzecie, jeśli chcemy porównać oferty kilku banków czy innych firm pożyczkowych, to w każdej z nich poprośmy o symulację pożyczki (wysokość rat i koszt całkowity – suma odsetek, wszystkich opłat i prowizji). Jeśli spotkamy się z odmową lub instytucja uzależni podanie informacji od złożenia wniosku, odrzućmy tę ofertę. Nie kupujmy kota w worku. Po czwarte, sprawdźmy, czy zaoferowane przez bank lub firmę warunki nie są związane z ograniczoną czasowo promocją. Jeśli tak jest, to dowiedzmy się, na jakich warunkach będzie trzeba spłacać pożyczkę, gdy promocja już minie. Niższe oprocentowanie może np. obowiązywać tylko przez trzy miesiące i niewykluczone, że po tym okresie będzie ono bardzo wysokie. Rozpoznanie nieuczciwych ofert nie zawsze jest łatwe. Co w ofercie powinno nas zaniepokoić na tyle, by ją odrzucić? Na pewno sytuacja, w której zanim dostaniemy pożyczkę (a nawet przed otrzymaniem umowy do wglądu), musimy uiścić wysoką opłatę (po jej zapłaceniu możemy nie dostać pożyczki). Niepokój powinny też budzić firmy, które udzielają pożyczek osobom bez dochodów, bez zdolności kredytowej, nie wymagają żadnych zabezpieczeń (albo wprost przeciwnie – wymagają nieproporcjonalnie wysokich, np. w postaci domu pod zastaw pożyczki w wysokości 5 tys. zł). Obawy powinno budzić rażąco niskie oprocentowanie oraz kłopoty z uzyskaniem tekstu umowy i ze spokojnym zapoznaniem się z nim przed jej podpisaniem (lub gdy np. dostępny jest wyciąg umowy zawierający odwołania do nieznanych jej punktów i regulaminów). Jeśli mamy wątpliwości, poszukajmy informacji np. na stronie internetowej www.zanim-podpiszesz.pl.

PROGRAM NA PRZYSZŁOŚĆ

Czas grudniowych zwiększonych wydatków i powtarzanego na okrągło pytania „Skąd wziąć pieniądze?” możemy wykorzystać nie tylko na refleksję nad stanem naszych finansów, ale i na podjęcie ważnych decyzji, które mogą się w następnych latach okazać zbawienne dla domowego budżetu. Nie wszystko oczywiście zależy całkowicie od nas (praca i zarobki, koszty utrzymania). Tego jednak, co leży w naszej gestii, nie zostawiajmy na łasce losu. Koniec roku sprzyja podejmowaniu zobowiązań i postanowień. Wśród wielu innych podejmijmy i takie, które dotyczą naszego portfela. Przede wszystkim załóżmy, że w nowym roku poświęcimy finansom więcej uwagi, z konsekwencją planując comiesięczny budżet. Warto już w grudniu skonstruować ramowy plan wpływów i wydatków na następny rok, z rozpisaniem na poszczególne miesiące – projektując przyszłe wpływy i wydatki i uwzględniając życiowe plany. To pozwoli nam ocenić, co z naszych zamierzeń jest realne, a co musi poczekać na realizację, kiedy nasz budżet domowy będzie przeżywał gorące momenty, a kiedy można liczyć na względny luz itd. A jeśli nasz przyszłoroczny budżet uda nam się zaprojektować tak, że będzie on uwzględniał oszczędzanie co miesiąc choćby niewielkiej kwoty i odkładanie jej na gorsze czasy, to możemy być pewni, że nasze obecne przedświąteczne dylematy finansowe za rok już się nie powtórzą.