Rynki nie martwiły się koronawirusem. Tym razem będzie inaczej?

Rynki nie martwiły się koronawirusem. Tym razem będzie inaczej?

Ludzie w maskach ochronnych
Ludzie w maskach ochronnych Źródło: Shutterstock / Robert Wei
Aktywa ryzykowne są pod presją na początku tygodnia przy rosnącej liczbie przypadków zachorowań na koronawirusa poza granicami Chin.

Co wydawało się opanowane przez władze z Pekinu, teraz ponownie wydaje się poza ich kontrolą, a odpowiedzialność spada na decydentów w Korei Południowej, Włoszech i Kanadzie. Rynki dotychczas nie doszacowywały , ale może być ciężko dalej opierać się faktom.

Czy to była wiara w globalną ekspansję monetarną, czy determinację chińskich władz do opanowania epidemii, rynki finansowe nie przejawiały nadmiernego zaniepokojenia wirusem, a indeksy giełdowe w USA i Europie poprawiały historyczne rekordy.

W końcu, co gospodarka ucierpi w tygodniach kulminacji epidemii, powinna odrobić w kolejnych miesiącach z pomocą fiskalnego wsparcia. Warunkiem jest jednak krótkotrwały charakter szoku, ale teraz świat stoi w obliczu przedłużającej się epidemii, strachu wychodzenia na ulice i podwyższonej niepewności prowadzenia biznesu. I nie tylko w Chinach, ale po raportach z Korei Płd., Włoch i kanady - w wielu zakątkach świata. To zupełnie nowy rodzaj ryzyka, z którym dotychczas rynki się nie liczyły.

Czytaj też:
NA ŻYWO: Koronawirus atakuje Włochy i kolejne kraje. Nowe informacje

Czy teraz będą je w pełni kalkulować?

To jest najtrudniejsze pytanie. Nie da się estymować trendów na podstawie liczby chorujących korygowanej o współczynnik śmiertelności. Spirala strachu może z łatwością sprowadzić rynki giełdowe o 5 proc. w dół, wynieść cenę złota ponad 1700 USD za uncję i przynieść pogrom na walutach ryzykownych. Ale równie dobrze inwestorzy mogą zacząć dyskontować przyszłość po epidemii, kiedy gospodarki przejdą w tryb odbudowy. Ceny aktywów z podobnymi szansami mogą teraz odzwierciedlać jakość wskaźników makro z marca (ukazujących apogeum obaw o wirusa) lub z III kw. tego roku (okres pełnego odreagowania szkód). Prawdopodobnie Wall Street da odpowiedź, którą pozostałe rynki skopiują.

Klasyczny schemat risk-off

Na rynku walutowym mamy klasyczny schemat risk-off. Mocno tracą waluty ryzykowne (głównie surowcowe), a silne utrzymują się USD i JPY. Status bezpiecznej przystani uchroni dolara przed negatywną reakcją na fatalne odczyty PMI z USA w piątek. Trzeba zaznaczyć, że osłabienie USD do EUR i JPY po danych miało niewiele wspólnego z pesymistyczną oceną fundamentów, a bardziej z panicznym domykaniem długich pozycji w USD, które narosły na tych crossach w poprzednich dniach.

Ten strach przed nieznanym, jaki niesie ten tydzień, może podtrzymać presję na USD na tych parach, ale wcale nie będzie to oznaczać, że nagle inwestorzy postrzegają EUR i JPY jako lepsze. W dalszym ciągu USD jest walutą pierwszego wyboru. Kondycja gospodarek strefy euro i Japonii jest dużo gorsza niż USA i to będzie odgrywać istotną rolę, kiedy w innych aspektach waluty będą traktowane po równo (skłonność banków centralnych do luzowania, stan rynku akcji). Szok gospodarczy będzie za to kulą u nogi dla walut surowcowych, co widać z resztą dziś po korelacji najgorzej radzącego sobie NOK z ropą naftową.

Niepewność oznacza też światło ostrzegawcze dla inwestycji w ryzykowne aktywa emerging markets. Złoty jest częścią tego zbioru i deprecjacja go nie omija. Mimo to EUR/PLN na 4,30 wkracza w obszar lokalnego wykupienia – w ciągu ostatniego roku były tylko cztery przypadki, kiedy kurs uciekał na wyższe poziomy, z których dość szybko zawracał. Ostatnio polski rynek nie był celem dla masowego napływu zagranicznego kapitału, który teraz mógłby uciekać i skutkować silną przeceną złotego. Globalna awersja do ryzyka jest zagrożeniem, przed którym nic się nie uchroni, ale poza takim scenariuszem potencjał deprecjacji złotego powinien się już wyczerpywać.

Czytaj też:
Niemal wszystkie surowce tracą przez koronawirusa. Cukier nadzieją rynków?