Port w Modlinie zaliczył wielką wpadkę poł roku po otwarciu. Jest ugoda z wykonawcą

Port w Modlinie zaliczył wielką wpadkę poł roku po otwarciu. Jest ugoda z wykonawcą

Lotnisko w Modlinie, zdjęcie ilustracyjne
Lotnisko w Modlinie, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Shutterstock / Markus Mainka
Zaledwie pół roku po otwarciu port lotniczy w Modlinie musiał zostać zamknięty na dziewięć miesięcy z powodu awarii pasa startowego. Sprawa sądowa o odszkodowanie utknęła w sądzie, więc strony zawarły ugodę z generalnym wykonawcą, kończąc tym samym spór.

Dziś z lotniska w Modlinie odlatuje ponad 30 samolotów dziennie, a mieszkańcy Mazowsza przyzwyczaili się do latania z niego, ale 10 lat temu wiele sygnałów zapowiadało, że port w Modlinie to wielki niewypał. Zaledwie pół roku po otwarciu – w 2012 roku – stwierdzono poważną usterkę pasa startowego, co skutkowało koniecznością wstrzymania większości lotów. Ze skróconego pasa mogły korzystać tylko najmniejsze maszyny, więc wszystkie samoloty komunikacyjne kodu C, takie jak Airbus A320 lub Boeing 737, musiały pilnie znaleźć inne lotnisko, z którego będą mogły korzystać.

Awaria pasa startowego w Modlinie

Wizzair wyniósł się na Lotnisko Chopina, na którym spodobało mu się na tyle, że nie ma zamiaru się wyprowadzać (gdy oddawano lotnisko w Modlinie, plan był taki, że obsługiwać on będzie tanich przewoźników. Plan szybko zdezaktualizował się). Ryanaiar częściowo przeniósł się na Okęcie, ale wiele lotów było odprawianych z Łodzi. Gdy awaria pasa została usunięta, dał się przekonać do powrotu, ale od tego czasu jest jedyną linią stale korzystającą z lotniska w Modlinie, więc ma ogromną siłę w negocjacjach z zarządem portu.

Dość szybko ustalono, że uszkodzenia pasa startowego przy progach 08 i 26 w części wykonanej z betonu cementowego nastąpiło pod wpływem działania czynników atmosferycznych, tj. niskiej temperatury.

Konieczne okazało się skucie nawierzchni i położenie nowej. Funkcjonowanie lotniska przywrócono dopiero po dziewięciu miesiącach, we wrześniu 2013 r. Prace wykonała firma Erbud, która zapewniała, że nie doszło do błędu budowlanego.

Bez rozstrzygnięcia sporu. Strony zawarły ugodę

W 2014 roku samorząd województwa mazowieckiego, jeden z czterech akcjonariuszy portu lotniczego, wniósł sprawę do sądu i zażądał 60 mln zł od wykonawcy. Choć minęła prawie dekada, do rozstrzygnięcia sporu wciąż jest tak daleko, więc strony zawarły ugodę. Erbud ma zapłacić 21,7 mln zł.

„Zdecydowaliśmy się zawrzeć ugodę z MPL Warszawa-Modlin, aby zakończyć ciągnący się ponad 10 lat spór związany z kontraktem na budowę części lotniczej portu Warszawa-Modlin. Ustaloną kwotę uznajemy za pozytywne zakończenie sprawy, tym bardziej że koszty obsługi tego sporu każdego roku w znaczący sposób obciążały nasz budżet" – napisał zarząd Erbudu w oświadczeniu opublikowanym przez portal WNP.pl.

Warszawska „Gazeta Wyborcza” pisze, że „Erbud ma z czego płacić”. Firma pozwała swego podwykonawcę, spółkę DSH Dopravni Stavby z czeskiej grupy budowlanej Metrostav. To ona budowała pas startowy. Jak informuje Erbud, w maju Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok nakazujący czeskiej spółce wypłatę polskiemu partnerowi prawie 27 mln zł wraz z odsetkami. Wyrok jest prawomocny.

Czytaj też:
Marcin Horała o przyszłości CPK: W najgorszym wariancie powrócimy do tego za 4 lata
Czytaj też:
Władze CPK: Rezygnacja z budowy byłaby ciosem w gospodarkę

Opracowała:
Źródło: Gazeta Wyborcza