Wojna surowcowa

Wojna surowcowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozpoczął się wyścig. Polska stara się uzyskać dostęp do surowców z jak największej ilości kierunków. Rosja stara się zbudować jak najwięcej kanałów eksportu surowców, tak aby decydować swobodnie komu chce dostarczać ropę czy gaz.
"Poza sektorem energetycznym nie istnieje obszar, w którym Rosja mogłaby się ubiegać o światowe przywództwo" - przyznał w przypływie szczerości ponad rok temu rosyjski prezydent Władimir Putin. Te słowa były jednak tylko komentarzem do działań wszczętych trzy lata wcześniej, gdy rozpoczął przywrócenia państwowej kontroli nad sprywatyzowanym na początku lat 90. sektorem energetycznym (firmami naftowymi, gazowymi i handlującymi prądem). Najpierw zrenacjonalizowano Gazprom - rosyjski rząd dokupił akcje koncernu, aby mieć ich ponad 50 proc. Kolejnym elementem tego planu było zniszczenie przez państwo największych rosyjskich prywatnych koncernów naftowych - Jukosu i Sibnieftu - i przeniesienie ich aktywów do państwowych Gazpromu i Rosnieftu.

Polska straciła bardzo dużo czasu. Obecny scenariusz można było przewidzieć już ponad 10 lat temu. To z kolei powinno być bodźcem do rozpoczęcia poszukiwań alternatywnych dostawców gazu (ropę możemy sprowadzać Naftoportem). Wojna o sposób dywersyfikacji sprawiła, że dziś blisko 100 proc. importu gazu do Polski (blisko dwie trzecie zużycia) kontroluje kremlowski Gazprom. Dziś już nie mamy czasu. Najdalej za 3-4 lata Rosja będzie w stanie punktowo przestać zaopatrywać Polskę (dziś wstrzymanie dostaw gazu do Polski automatycznie uderza w Niemcy) i wówczas musimy mieć alternatywne źródło dostaw, czy to w postaci gazu norweskiego czy też podłączenia do sieci gazowej UE.