Na zmianach w prawie najbardziej ucierpią firmy transportowe z Polski, Węgier, Chorwacji, Litwy, Rumunii i Bułgarii. Ich przedstawiciele od dawna alarmują, że Unia chce maksymalnie utrudnić im funkcjonowanie. Jednym z takich zapisów ma być wymóg powrotu każdej ciężarówki do bazy raz na osiem tygodni. Kwestionowane są także przepisy o pracownikach delegowanych, dostępie do rynku przewozów oraz warunkach pracy kierowców. Oczywiście państwa forsujące zmiany w prawie robią to, by chronić interesy swoich firm przed wyjątkowo konkurencyjnymi – zwłaszcza jeżeli chodzi o koszty – przedsiębiorstwami transportowymi ze wschodniej części Europy.
Polski Instytut Transportu Drogowego już w październiku wydał raport, w którym odnosił się do proponowanych zmian. – Naszym zdaniem, działania Polski nie powinny sprowadzać się jedynie do zablokowania planowanych zmian, ale również do głoszenia postulatów likwidacji barier, które godzą w jeden z podstawowych filarów, na których Unia Europejska została zbudowana, mówiący o swobodnym przepływie pracowników i usług. Ważne, abyśmy głośno nazywali rzeczy po imieniu. Proponowane przepisy to koniec wolności dla przedsiębiorczości w Europie – mówił na łamach "Rzeczpospolitej" prezes PITD Marcin Wolak.
Czytaj też:
Rosja jest perspektywicznym rynkiem dla polskich firm. Potrzebne jest jednak wsparcie polityczneCzytaj też:
Nowy bat na kierowców. Policja kupiła drony za 5,6 mln zł