Dwunastokrotnie wzrosła w ciągu ostatnich 15 lat objętość dokumentów wymaganych do budowy domu w Piasecznie.
Prawdą jest, że ceny mieszkań są obecnie w Polsce nieadekwatne do ponoszonych kosztów. Przykładowo za inwestycje Triton Park na warszawskiej Ochocie deweloper zapłacił głównemu wykonawcy 116,5 mln zł za 40,3 tys. m2 powierzchni użytkowej, czyli 2,8 tys. zł za m2. Cena działki w m2 mieszkania to kolejne 2,2 tys. Koszt m2 mieszkania w inwestycji to 5 tys. zł, tymczasem deweloper wystawia je nawet po 10 tys. zł. Tak wysokie marże na wolnym rynku byłyby nie do utrzymania. Natychmiast na rynku pojawiłyby się nowe firmy zwabione wysokimi zyskami, liczba mieszkań na rynku zwiększyłaby się a ceny spadłyby. Dlaczego tak się nie dzieje?
Otóż winni nie są spekulanci handlujący ziemią (co widać chociażby po cenie gruntu w powyższym przykładzie), tylko trudności jakie mają firmy próbujące budować mieszkania w polskich miastach. Przykładowo objętość dokumentów wymaganych do złożenia w urzędzie, aby wybudować dom jednorodzinny w podwarszawskim Piasecznie wzrosła od 1992 r. dwunastokrotnie! Liczba stron dzienników ustaw, której znajomością muszą wykazać się kandydaci na architektów na egzaminie na uprawnienia budowlane wzrosła od 1995 r. jedenastokrotnie. Dlatego zamiast polować, jak za czasów PRL-u, na winnych wszystkiego spekulantów, rząd powinien, uchwalić nowe proste prawo budowlane a następnie zobowiązać się do niezmieniania go.
Pomysł by gminy sprzedawały mieszkania poniżej ceny rynkowej jest absurdalny dla każdego, kto ma chociaż minimalne pojęcie o ekonomii. Efekt będzie dokładnie taki jaki był w PRL-u, kiedy do sklepu trafiały towary, na które państwo ustaliło cenę maksymalna. Tworzyły się społeczne kolejki, na których czele dziwnie pojawiały się zawsze te same osoby. Można nawet przewidzieć falę fikcyjnych małżeństw zawieranych tylko po to, by kupić tanio mieszkanie. Nie zapobiegnie mu nawet obostrzenie, by mieszkań nie wolno było sprzedać przez 15 lat, ponieważ zawsze będzie można zawrzeć umowę przyrzeczenia sprzedaży za 15 lat a pieniądze wziąć teraz. Jedynym pewnym skutkiem tego pomysłu będzie to, że po raz kolejny olbrzymia władza trafi w ręce urzędników, decydujących komu przyznać warte setki tysięcy złotych mieszkanie za jedną trzecią rynkowej wartości.
Otóż winni nie są spekulanci handlujący ziemią (co widać chociażby po cenie gruntu w powyższym przykładzie), tylko trudności jakie mają firmy próbujące budować mieszkania w polskich miastach. Przykładowo objętość dokumentów wymaganych do złożenia w urzędzie, aby wybudować dom jednorodzinny w podwarszawskim Piasecznie wzrosła od 1992 r. dwunastokrotnie! Liczba stron dzienników ustaw, której znajomością muszą wykazać się kandydaci na architektów na egzaminie na uprawnienia budowlane wzrosła od 1995 r. jedenastokrotnie. Dlatego zamiast polować, jak za czasów PRL-u, na winnych wszystkiego spekulantów, rząd powinien, uchwalić nowe proste prawo budowlane a następnie zobowiązać się do niezmieniania go.
Pomysł by gminy sprzedawały mieszkania poniżej ceny rynkowej jest absurdalny dla każdego, kto ma chociaż minimalne pojęcie o ekonomii. Efekt będzie dokładnie taki jaki był w PRL-u, kiedy do sklepu trafiały towary, na które państwo ustaliło cenę maksymalna. Tworzyły się społeczne kolejki, na których czele dziwnie pojawiały się zawsze te same osoby. Można nawet przewidzieć falę fikcyjnych małżeństw zawieranych tylko po to, by kupić tanio mieszkanie. Nie zapobiegnie mu nawet obostrzenie, by mieszkań nie wolno było sprzedać przez 15 lat, ponieważ zawsze będzie można zawrzeć umowę przyrzeczenia sprzedaży za 15 lat a pieniądze wziąć teraz. Jedynym pewnym skutkiem tego pomysłu będzie to, że po raz kolejny olbrzymia władza trafi w ręce urzędników, decydujących komu przyznać warte setki tysięcy złotych mieszkanie za jedną trzecią rynkowej wartości.