Po wybuchu wojny, w ramach pomocy Ukrainie poluzowano pewne przepisy dotyczące transportu towarowego z Polski do Ukrainy i w przeciwnym kierunku. Z przywilejów korzystały samochody z pomocą humanitarną. Było to konieczne ze względu na wyjątkową sytuację, a nowe rozwiązania bardzo docenili kierowcy, którzy wcześniej stali w długich kolejkach. Na granicach Unii Europejskiej szczegółowo kontroluje się dokumentację przewozową, przeprowadzane są kontrole fitosanitarne, samochody są wyrywkowo prześwietlane. Gdy na przejściach z Ukrainą do minimum ograniczono procedury, przepływ samochodów znacznie się zwiększył. Ustalono też zasadę, że puste samochody wracające z Ukrainy po dostarczeniu pomocy humanitarnej przejeżdżają bez kolejek.
To już przeszłość, bo na niektórych przejściach kolejki mają po 40 km długości, a kierowcy 10 – 14 dni czekają na przejazd.
Umowa obowiązuje tylko z jednej strony, uważają kierowcy
Przewoźnicy skarżą się, że nie działa umowa między Polską a Ukrainą, która dotyczy przepuszczenia wracających do kraju pustych ciężarówek. Przez kilka ostatnich tygodni samochody przewożące pomoc humanitarną i artykuły spożywcze do Lwowa po rozładowaniu towaru mogły szybko wrócić do Polski. Teraz muszą stać w wielokilometrowych kolejkach.
— Ta umowa ciągle obowiązuje, ale tylko z naszej strony. Z Polski do Ukrainy szybko wracają puste ciężarówki, które przewoziły zboże. Problem pojawił się po ukraińskiej stronie. Nasi wschodni sąsiedzi nie chcą przepuszczać polskich pojazdów. Na przejściu w Dorohusku rządzą ukraińscy kierowcy. To smutne, ale Ukraina ma gdzieś polskich przewoźników. Nasze samochody muszą czekać przez siedem dni w kolejce — powiedział w rozmowie z Onetem Robert Gradus, właściciel firmy transportowej z Chełma.
Zawiązał się komitet protestacyjny przewoźników
Na początku tego tygodnia grupa lubelskich i podkarpackich przewoźników spotkała się w Zamościu, by omówić sytuację na granicy polsko-ukraińskiej. W konkluzji spotkania powołano Zamojski Komitet Protestacyjny. Jego przedstawiciel Jarosław Jabłoński powiedział w rozmowie z Onetem, że jeszcze do niedawna w Dorohusku większe ciężarówki mogły jeździć pasem przeznaczonym dla aut osobowych.
— Odprawy trwały zazwyczaj kilkanaście minut. I działało to przez miesiąc, ale ukraińska strona zbuntowała się. Twierdzą, że Polacy nie pomagają im w odprawach fitosanitarnych i weterynaryjnych. Takich transportów jest odprawianych zbyt mało, ponieważ przejście graniczne z odpowiednimi służbami nie pracuje 24 godz. na dobę — powiedział.
Kiedy wszystko sprawnie działało, transport z Polski do Lwowa, łącznie z powrotem do kraju, trwał około sześciu dni. Obecnie przewiezienie towaru, rozładunek i czekanie w kolejce na możliwość przekroczenia granicy trwa nawet 12-13 dni.
Puste ciężarówki wracające do Polski są kierowane na prześwietlenia rentgenem, zamiast umożliwić im szybki powrót do kraju.
Sytuacja robi się nerwowa. W kolejkach dochodzi do słownych spięć i przepychanek. Nietrudno o to, gdy kilkuset kierowców koczuje w samochodach i nie ma pewności, kiedy ruszą dalej.
Czytaj też:
Szturm kierowców na przejścia graniczne z Ukrainą. Mężczyzna zmarł w kolejce