Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że państwa europejskie zaczęły poszukiwać nowych źródeł gazu. Padło na Norwegię, która należy do czołówki najzamożniejszych krajów Europy. Jak podaje brytyjski tygodnik, handel ropą, gazem i energią elektryczną do tej pory przynosił krajowi około 50 ml dolarów rocznie. Teraz zyski gwałtownie wzrosły.
Nieprzyzwoity zarobek
Jak wylicza "The Economist", przychody Norwegii z handlu surowcami energetycznymi wzrosły do ponad 200 mld dolarów rocznie. Gdyby Norwegia nie trzymała tych pieniędzy w państwowym funduszu majątkowy, mieszkaniec mógłby dostać 40 tys. dolarów. To więcej, niż wynosi PKB na mieszkańca w Unii Europejskiej.
Europa się buntuje
Do niedawna największym problemem Europy była dywersyfikacja źródeł surowców energetycznych, dlatego każdy sposób na to, by pozyskać gaz czy ropę spoza Rosji był mile widziany. Teraz jednak ogromne zyski, jakimi cieszy się Norwegia, zaczynają być krytykowane.
O „chorych” cenach norweskiego gazu mówił w maju polski premier Mateusz Morawiecki. Inne kraje także coraz części zabierają stanowisko w tej sprawie. Norwegia twierdzi z kolei, że ceny surowców dyktuje rynek, a duże zyski są potrzebne do sfinansowania ekologicznej transformacji norweskiej energetyki.
Kryzys energetyczny
Mimo ogromnych zysków z handlu surowcami Norwegia też przechodzi przez kryzys energetyczny. Powodem jest susza, która sprawiła, że wyschła część zbiorników, wykorzystywanych przez elektrownie wodne. W efekcie ceny energii w niektórych częściach kraju wzrosły, a to uderzyło m.in. w przemysł metalowy, czy firmy produkujące nawozy.
Większość norweskich gospodarstw domowych ogrzewana jest energią elektryczną. Po tamtejszych drogach jeździ też dużo elektrycznych samochodów.
Czytaj też:
KE ma plan na kryzys energetyczny. Będą obowiązkowe ograniczenia zużycia energii