Z ustawą o dodatku węglowym, która weszła w życie 17 sierpnia, od samego początku występują przeróżne problemy. Teoretycznie miała zapewnić 3 tys. zł dla osób, które opalają swój dom węglem. Została jednak uchwalona w takim pośpiechu, że przyjęte przepisy można było interpretować w różnoraki sposób.
Kontrowersje budził już sam zapis, mówiący o tym, że dodatek przysługuje na jedno gospodarstwo domowe. Szybko okazało się, że tak skonstruowany przepis może doprowadzić do tego, że pod jednym adresem dodatek może dostać kilka rodzin, choć korzystają z tego samego pieca. Wątpliwości było więcej. Prawnicy od samego początku wskazywali, że przepisy nie są precyzyjne.
Zgodnie z prawem dodatek ma być wypłacany na wniosek, a wpisane tam informacje muszą być zgodne z deklaracją złożoną do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB). Ale i to Polacy zaczęli obchodzić – samorządy zaczęły zgłaszać masowe korekty wcześniejszych deklaracji. Ludzie przypomnieli sobie, że opalają domy piecami na węgiel, a nie, jak wcześniej pisali, na gaz czy olej opałowy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.