Spotkał się on z niemieckim ministrem gospodarki Michaelem Glosem w związku z rosyjsko-ukraińskim konfliktem gazowym. We wtorek doszło do eskalacji sporu, czego skutkiem było ograniczenie, a nawet wstrzymanie dostaw gazu do wielu odbiorców europejskich.
Całą odpowiedzialnością za kryzys Miedwiediew obarczył Ukrainę, którą oskarżył o "kradzież" surowca oraz "nieodpowiedzialne i nierozsądne" zachowanie. Według wiceszefa Gazpromu Ukraina zablokowała trzy trasy przesyłu gazu i grozi dalszymi ograniczeniami tranzytu.
Przyznał on, że nawet wykorzystanie innych tras przesyłowych, jak gazociąg Jamał-Europa, oraz rezerw nie pozwoli na pełne wyrównanie poziomu dostaw.
"Obecna sytuacja jest bez precedensu w historii rynku gazu - ocenił. - Ukraina powinna wywiązać się ze zobowiązań, które przyjęła jako kraj tranzytowy. Nie ma powodów, by rewidować obowiązującą umowę o tranzycie gazu przez Ukrainę".
Minister Glos zaapelował do stron konfliktu gazowego o powrót do negocjacji.
"Nie opowiadamy się po żadnej ze stron (...) Rozwiązanie sporu jest zarówno w interesie Rosji, jak i Ukrainy oraz całej Europy" - dodał.
Miedwiediew oświadczył, że Gazprom gotowy jest na wznowienie rozmów ze stroną ukraińską "w dzień i w nocy" oraz że nie potrzebuje pośredników w negocjacjach.
Jak przyznał, "sytuacja jest poważna", szczególnie w krajach bałkańskich, które nie mają zapasów surowca. "Trafna jest ocena, że państwa te stały się zakładnikami nieodpowiedzialnego postępowania strony ukraińskiej" - powiedział.
Glos zapewnił, że niemieckim odbiorcom nie grożą kłopoty z zaopatrzeniem w gaz. Także dystrybutorzy twierdzą, iż nie ma powodu do paniki. We wtorek koncern E.ON Ruhrgas odnotował znaczne ograniczenie dostaw rosyjskiego gazu. O redukcjach poinformowała też spółka Wintershall. Według danych branży energetycznej Niemcy z 46 magazynami gazu dysponują największymi rezerwami surowca w Europie.
pap, keb