Dno rosyjsko-niemieckiej rury

Dno rosyjsko-niemieckiej rury

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nord Stream to po zaakceptowaniu planu jego budowy przez Szwecję raczej sprawa przesądzona. Strona polska może jedynie zrobić wszystko, by się tej historycznej konieczności przeciwstawić. Bo jeśli jej zastrzeżenia co do sposobu budowy gazociągu, tj. czy ma przebiegać po dnie czy pod dnem morskim, okażą się zasadne, wzrosną koszty gazociągu, a tym samym zmaleje jego opłacalność.
Polski rząd twierdzi, że rura tranzytowa zablokuje ewentualną możliwość pogłębienia toru podejściowego do portu w Świnoujściu i że w związku z tym - aby tego uniknąć - należy wkopać ją w dno. Jeśli się tego nie zrobi, zostanie złamane prawo morskie. Te wymagania mogą doprowadzić do sytuacji, w której budowa Gazociągu Północnego okaże się całkowicie nierentowna. Zwłaszcza, że to właśnie jej rentowność już od dawna stoi pod znakiem zapytania. Jej koszt szacowany jest na 7,5 miliarda euro, czyli niemal dwa razy tyle ile kosztowałaby alternatywa lądowa. Rosjanie tłumaczą, że korzyści z ich projektu ujawnią się dopiero w trakcie eksploatacji gazociągu dzięki oszczędnościom na opłatach tranzytowych. Trzeba jednak pamiętać, że te tłumaczenia o przyszłych korzyściach są czynione z reguły ad hoc, gdy pojawiają się zarzuty, że gazociąg jest inwestycją czysto polityczną, wymyśloną przez polityków i dla polityków. Przypomnijmy - były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder po zakończeniu kadencji zasiadł w radzie nadzorczej Nord Stream, został przez nią zatrudniony także były premier Finlandii Paavo Lipponen. Nie trzeba chyba dodawać, że za bardzo korzystną gratyfikację.

Nie sądzę jednak, żeby za projektem stał jakiś spisek na miarę paktu Ribbentrop-Mołotow (porównanie Radosława Sikorskiego). Tu chodzi raczej "tylko" o osobiste korzyści polityków i administracji państwowych przecież spółek.