W takiej sytuacji znalazły się obecnie wspomniane wcześniej brytyjskie samorządy, o których mówił minister Denham. Wprowadzając „dyskryminację pozytywną" osób o innym niż biały kolorze skóry, samorządowcy wcielili się w rolę współczesnego Robin Hooda. Zapewnili lepsze warunki startu i większe możliwości znajdującym się dotychczas na gorszej pozycji czarnoskórym pracownikom chcąc „wyrównać ich szanse". Zamiast tego doprowadzili jednak do zamiany ról społecznych – szanse cały czas nie rozkładają się równo, z tymże teraz czarnoskórzy awansowali o oczko wyżej w hierarchii społecznej, a biali robotnicy spadli na sam jej dół. Co teraz zrobią samorządowcy? Ależ to jasne! – Walka z nierównościami musi dotyczyć biednych wspólnot białej klasy pracującej – apeluje Denham. Czyli teraz trzeba trochę pofaworyzować białych i za chwilę wszystko będzie po staremu. No i wtedy znowu będzie można wprowadzić „dyskryminację pozytywną" wobec czarnoskórych. Że to błędne koło? A jakże. Ma tylko jeden plus – dzięki ciągłemu gonieniu własnego ogona armia urzędników odpowiedzialna za „wyrównywanie szans” będzie miała zajęcie do końca świata i o jeden dzień dłużej.
A gdyby tak – szalona myśl – gdyby tak nie faworyzować nikogo? Nie okradać jednych z życiowych szans kosztem drugich? Gdyby tak posłuchać np. Friedricha von Hayeka, który tłumaczył, że ekonomia to taki szalony system, w którym chaos jest najwyższą formą porządku. Jeśli pozostawimy ją samej sobie to prędzej czy później dojdzie do tego, że generalnie pracowici będą mieli więcej, a leniwi mniej. Bo czyż nie to powinno być jedynym kryterium podziału dochodu?
Dyskryminując pozytywnie jakąś grupę tak naprawdę przyzwyczajamy ją do pomocy z zewnątrz. Zamiast o własnych siłach rozwiązywać swoje problemy ludzie, którzy mogą liczyć na pomoc samorządów, ministerstw czy innych urzędników, zawsze będą się na nich oglądać. Co okazuje się tragiczne w skutkach kiedy pomocy zabraknie. Jeśli czarnoskórzy teraz otrzymują fory od samorządów, a nagle – w imię podniesienia poziomu życia białych – przestaną je otrzymywać i okaże się, że to co dotychczas wystarczało do zdobycia pracy to teraz ciut za mało – poczują się oszukani. I prędzej czy później znowu trzeba będzie im pomóc – narażając jakąś inną grupę społeczną na wykluczenie. „Socjalizm to ustrój, który bohatersko walczy z problemami nieznanymi w innych ustrojach".
Niestety współcześni Robin Hoodowie niechętnie wychodzą z lasu i zawieszają łuki na kołkach. Jeśli bowiem przestaną oddawać się codziennej grabieży, nie będzie można snuć pięknych opowieści o ich heroicznej walce o lepsze jutro, które uparcie nie chce nadejść.