W minionym tygodniu doszło już do spotkania z szefem TMX Tomem Kloetem, który zapewniał, że giełdowe spółki z Kanady nadal będą podlegać miejscowym przepisom, oraz że fuzja pozwoli stworzyć nowe miejsca pracy w sektorze finansowym. Media relacjonowały, że Kloet powiedział też, iż koszty ponoszone przez spółki giełdowe powinny spaść.
Krytycy połączenia wskazywali jednak na słabszą pozycję TMX po ewentualnej fuzji - giełda w Toronto miałaby mieć tylko 45 proc. w nowej spółce, która byłaby właścicielem giełd w Toronto oraz w Londynie. Telewizja CBC przypominała, że część ekspertów pyta, dlaczego większość udziałów w nowej spółce giełdowej miałaby mieć giełda z Wielkiej Brytanii, który to kraj gospodarczo poniósł znacznie większe straty podczas kryzysu finansowego 2008 roku niż gospodarka Kanady. Banki kanadyjskie, m.in. dzięki wymogom dotyczącym wysokich standardów finansowych, nie popadły w kryzys kredytów hipotecznych i nie musiały korzystać z pomocy rządu.
Giełda w Toronto jest jedną z największych giełd na świecie. Żeby doszło do jej połączenia z giełdą londyńską, zgodę muszą wyrazić zarówno rząd prowincji Ontario, jak i federalny rząd Kanady. To rozwiązanie jest przewidziane dla każdej transakcji przejęcia czy fuzji o wartości większej niż 299 mln dolarów, zgodnie z Investment Canada Act. Niedawno prawo to zostało wykorzystane dla zablokowania przejęcia Potash Corp., producenta nawozów sztucznych, przez BHP Billiton. W sprawie fuzji może też wypowiadać się dodatkowo rząd prowincji Quebec, bo w Montrealu działa - w ramach TMX - rynek instrumentów pochodnych.
Równolegle do planów połączenia giełd w Toronto i Londynie trwają prace nad podobną transakcją Deutsche Boerse oraz NYSE Euronext.
PAP, arb