Kupcy zarzucają Donaldowi Tuskowi, że otwarcie reklamował sklepy Biedronka. - Nie chciałem promować żadnej sieci handlowej - broni się szef rządu.
Kupcy zrzeszeni w Polskiej Izbie Handlowej ostro skrytykowali premiera. Chodzi o słowa Donalda Tuska, który stwierdził, że zarówno on, jak i jego rodzina robią zakupy w Biedronce. Szef rządu odpowiedział w ten sposób na wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział, że w Biedronce kupują biedni ludzie. Według Polskiej Izby Handlowej, żadna z polskich sieci handlowych nie mogła dotychczas liczyć na żadną formę promocji ze strony polskich polityków.
- Takie zachowanie to odmiana reklamy zwana rekomendacją znanej osoby lub eksperta, zachęcająca do kupna danego produktu. Zgodnie z ocenami ekspertów może ona przełożyć się nawet o 5-procentowy wzrost sprzedaży dla firmy, która z niej korzysta, co oznacza w tym wypadku zwiększenie obrotów nawet o 1,5 mld zł rocznie - powiedział prezes Izby Waldemar Nowakowski.
- Takie zachowanie to odmiana reklamy zwana rekomendacją znanej osoby lub eksperta, zachęcająca do kupna danego produktu. Zgodnie z ocenami ekspertów może ona przełożyć się nawet o 5-procentowy wzrost sprzedaży dla firmy, która z niej korzysta, co oznacza w tym wypadku zwiększenie obrotów nawet o 1,5 mld zł rocznie - powiedział prezes Izby Waldemar Nowakowski.
Rzecznik rządu Paweł Graś zapewnił jednak, że "premier w pełni docenia znaczenie rodzimego, polskiego handlu, w tym sklepów osiedlowych". - Zamiarem premiera nie było promowanie żadnej z sieci handlowych. Szef rządu skomentował jedynie słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że Biedronka jest sklepem dla najbiedniejszych i powiedział, że jego rodzina i znajomi robią zakupy w sklepach tej sieci - bronił premiera rzecznik rządu Paweł Graś.
"Super Express", ps