Przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek powiedział, że referendum będzie ważne, gdy weźmie w nim udział ponad 50 proc. załogi. Natomiast strajk będzie można podjąć, gdy opowie się za nim ponad połowa głosujących. Wstępne wyniki głosowania mają być znane w przyszłym tygodniu. Pytany, czy związki prowadzą jeszcze rozmowy z zarządem, Miętek powiedział, że 18 lipca przedstawiciele strony społecznej mają się spotkać z przedstawicielami resortu infrastruktury. - Ministerstwo, jako jedyne odpowiedziało na nasz apel o rozmowy. Jesteśmy bardzo zawiedzeni, że o sytuacji w spółce nie chcą z nami rozmawiać jej właściciele, czyli marszałkowie województw - powiedział Miętek.
Według wiceministra infrastruktury Andrzeja Massela, odpowiedzialnego w resorcie za kolej, ministerstwo będzie rozmawiać ze stronami sporu, starając się znaleźć kompromis. W ubiegłym tygodniu stwierdził, że resort poszukuje systemowego rozwiązania problemu. - Chcielibyśmy, by Przewozy Regionalne mogły normalnie funkcjonować, stabilnie, bez obawy o każdy kolejny dzień, by przewoźnik miał zapewnioną stabilność finansową - powiedział.
W ostatni wtorek w całej Polsce na dwie godziny stanęły niemal wszystkie pociągi przewoźnika. Był to strajk ostrzegawczy, zorganizowany przez związkowców. Strajk generalny byłby bardziej dotkliwy - przewoźnik uruchamia dziennie ok. 2,7 tys. pociągów, z których korzysta ok. 300 tys. pasażerów. Spółka obsługuje głównie trasy lokalne i regionalne, więc z jej usług korzystają głównie osoby jeżdżące np. do pracy.
Spółka boryka się z problemami finansowymi odkąd została w 2008 r. wydzielona z Grupy PKP i przekazana władzom 16 województw. W 2009 r. strata spółki wyniosła 290 mln zł, a w 2010 r. - 170 mln zł. Ten rok zarząd planuje zamknąć ze stratą 30 mln zł. Jeśli związkowcy przystaną na propozycję zarządu dotyczącą podwyżek, strata przekroczy 40 mln zł.
pap, ps