80-latek uratuje Indie przed kryzysem?

80-latek uratuje Indie przed kryzysem?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Manmohan Singh, fot. PAP/EPA/STR
Premier Indii Manmohan Singh, oskarżany o brak zdecydowania, przypomniał sobie samego siebie sprzed 20 lat, gdy jako minister finansów wprowadzał w kraju rynkową rewolucję. W przeddzień swych 80. urodzin ogłosił reformy, które mają ocalić Indie przed kryzysem.

Sędziwy premier wprawił w zdumienie rodaków ogłaszając, że jego rząd zdecydował się zezwolić zagranicznym koncernom na bezpośrednią działalność na indyjskim rynku sprzedaży detalicznej, którego wartość szacuje się na 500 mld dolarów; do tej pory nie mogły one otwierać własnych sklepów, a jedynie pośredniczyć w handlu. Oznacza to otwarcie Indii dla supermarketów w rodzaju amerykańskiego Walmartu, który już zapowiedział, że za rok-półtora otworzy swoje sklepy w Indiach, francuskiego Carrefoura czy brytyjskiego Tesco.

Ma to przyciągnąć do Indii miliardy dolarów inwestycji, ale także usprawnić przestarzały system handlu detalicznego, oparty na sieci drobnych, rodzinnych sklepów „kirana”. Wielkie supermarkety mają usprawnić transport, zapewnić magazyny i chłodnie do przechowywania towarów. To zaś zmniejszy marnotrawstwo żywności i przyczyni się do jej potanienia, a jednocześnie zwiększy opłacalność rolnictwa. Szacuje się, że ok. 40 proc. warzyw i owoców psuje się w Indiach, zanim trafi do konsumenta.

Singh zniósł też rządowe dotacje do oleju napędowego i butli gazowych, co wywołało podwyżkę ich cen, a także zgodził się, by zagraniczni inwestorzy posiadali mniejszościowe udziały w indyjskich liniach lotniczych, firmach energetycznych i koncernach medialnych. Zapowiedział też prywatyzację czterech wielkich państwowych przedsiębiorstw, a także ulgi dla inwestorów giełdowych.

Premier i jego minister finansów Palaniappan Chidambaran oświadczyli, że reformy te mają pomóc uporządkować publiczne finanse i nadać wigoru wyhamowującej coraz bardziej indyjskiej gospodarce.

Jeszcze niedawno gospodarka Indii wzrastała co roku o kilkanaście procent, a za ojca chrzestnego tego cudu uważano Singha, który na początku lat 90., jako minister finansów uratował Indie przed bankructwem i otworzył je na wolny rynek i świat. Ostatnio jednak gospodarka rozwija się znacznie wolniej, a w drugim kwartale 2012 roku zanotowała tylko o 5,5-procentowy wzrost, najniższy od dwóch lat.

Indiami wstrząsały za to skandale korupcyjne, opozycja w parlamencie, a także sojusznicy w koalicji rządzącej blokowali wszelkie inicjatywy gospodarcze premiera, a zagraniczni inwestorzy narzekali, że podczas drugiej premierowskiej kadencji (pierwsza z lat 2004-2009 zapisała się w historii jako czas wielkich reform i rozwoju) stracił on dawny reformatorski zapał, postarzał się i powinien pomyśleć o emeryturze.

Zeszłotygodniowa zapowiedź przyspieszenia reform zdumiała rodaków Singha i zagranicznych inwestorów, którzy stracili w niego wiarę. Spadająca popularność rządzącego Indyjskiego Kongresu Narodowego, partii dynastii Nehru-Gandhich, sprawiła, że opozycyjne partie uznało ogłoszenie reform za doskonałą okazję, by zaatakować władze.

Nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (BJP), ale także sprzymierzeni z Kongresem komuniści i populiści z partii stanowych oskarżyli rząd o zdradę, wyprzedaż Indii cudzoziemcom, pogardę dla biedoty. Na wezwanie opozycji i związków zawodowych w czwartek w Indiach ogłoszono strajk powszechny, a koalicyjna partia z Zachodniego Bengalu zagroziła, że wycofa się z rządu, jeśli premier nie odwoła reform.

Singh, który w ostatnich latach często ulegał koalicjantom, tym razem nie ustąpił wobec politycznego szantażu bengalskiej premier Mamaty Banerjee, która w zeszłym roku zmusiła go do rezygnacji z reform. Tym razem przyjął dymisję ministrów z jej partii ryzykując, że do końca kadencji w 2014 roku będzie szefował mniejszościowemu rządowi. Utraconych sojuszników z Kalkuty zastąpił przeciągniętymi na swoją stronę posłami z partii Samajwadi ze stanu Uttar Pradeś.

W specjalnym orędziu telewizyjnym premier ogłosił w piątek, że tylko dalsze reformy mogą ocalić Indie przed światowym kryzysem gospodarczym. Właścicieli rodzinnych sklepów, obawiających się zabójczej konkurencji ze strony supermarketów, Singh zapewnił, że ich lęki są bezpodstawne.

Zapewnił, że zagraniczne koncerny będą mogły otwierać swoje supermarkety wyłącznie w miastach, zamieszkałych przez co najmniej milion ludzi, sklepy będą powstawały na ich obrzeżach, a ostateczna decyzja o otwarciu każdego z nich należeć będzie do rządów stanowych. Koncerny, które będą chciały otworzyć sklepy, będą musiały zainwestować co najmniej 100 mln dolarów i zapewnić, że jedna trzecia sprzedawanych w nich towarów będzie lokalnego pochodzenia. „Niestety, pieniądze nie rosną na drzewach i dlatego musieliśmy podjąć te trudne decyzje, by odzyskać zaufanie zagranicznych inwestorów” – powiedział Singh.

Indyjskie gazety nie mogą się nachwalić odwagi i zdecydowania sędziwego premiera. „Indian Express” podkreśla, że decydując się na trudne reformy, tracący popularność rządzący Kongres może odzyskać zaufanie wyborców. Notowania Kongresu stały się ostatnio tak niskie, że decydując na ryzykowne reformy, Singh niewiele ryzykował, za to wiele mógł zyskać. Atakująca go opozycja nie ma żadnego alternatywnego programu, za to jest słaba i kompletnie nie gotowa, by stanąć do przedterminowych wyborów. „Ryzykowne reformy zamiast pogrążyć Kongres, mogą mu zapewnić dalsze panowanie” – twierdzi gazeta.