Poważny kryzys z początku 2009 r. pokazał, jak wrażliwy jest to obszar. Skutki zmniejszonych dostaw na Ukrainę, a w konsekwencji dalej na zachód, Polska musiała niwelować jeszcze kilka miesięcy po zakończeniu gazowego konfliktu.
Duży może więcej
Unia energetyczna, której stworzenie zaproponował Donald Tusk, miałaby być praktycznym sojuszem, dzięki któremu Unia Europejska jako całość mogłaby kupować surowce energetyczne dla wszystkich krajów. Przykładem może być agencja Euroatom (za jej pośrednictwem jest kupowany uran) czy tworząca się właśnie unia bankowa mająca również działać pod kierownictwem jednej wspólnej instytucji. Naczelną zasadą miałaby być wzajemna pomoc w sytuacji kryzysowej. Jeśli jednemu lub kilku państwom groziłoby przerwanie dostaw surowca, inne kraje udzieliłyby mu pomocy. Zadziałałby mechanizm solidarnościowy. Wśród członków Unii co najmniej dziesięć krajów jest uzależnionych od jednego dostawcy, czyli rosyjskiego Gazpromu, który pokrywa ponad połowę ich rocznego zużycia. Nie brakuje też państw w całości uzależnionych od dostaw ze Wschodu. Pomysł stworzenia podmiotu wspierającego bezpieczeństwo energetyczne z pewnością ma szansę zyskać polityczne poparcie w wielu europejskich stolicach.
Za pomysłem idą jednak też koszty. Bezpieczeństwo musi kosztować, ale dyskusja o pieniądzach może stanowić poważną przeszkodę. Polska propozycja zakłada wsparcie finansowe ze strony Unii nawet do 75 proc. niezbędnych inwestycji w krajach najbardziej uzależnionych od rosyjskiego gazu. Tutaj znów należy się liczyć z protestami największych płatników netto do unijnego budżetu. Dzisiaj Unia nie jest zbyt hojna. Negocjacje kolejnej perspektywy finansowej dobitnie pokazały, że wewnętrzne interesy poszczególnych krajów są ponad europejskim solidaryzmem. Nie należy się spodziewać, że w kwestii łożenia na wspólne bezpieczeństwo energetyczne będzie inaczej.
Gaz łupkowy ważny dla unii energetycznej
Elementem budowania wspólnej strategii bezpieczeństwa ma być – według polskiego premiera – także gaz łupkowy. „Żadnego kraju nie należy zmuszać do wydobywania kopalin, ale żadnemu nie należy też tego uniemożliwiać, tak długo, jak jest to wykonywane w sposób zrównoważony” – napisał Donald Tusk w artykule opublikowanym w dzienniku „Financial Times”. Wskazuje w nim na argumenty przemawiające za utworzeniem unii energetycznej. Jego zdaniem nadszedł czas na wzmocnienie Wspólnoty w obszarze energii, tak jak kiedyś w zakresie węgla i stali. Sprawa gazu łupkowego może się okazać bardzo silnym elementem wspierającym koncepcję unii energetycznej. Poza Niemcami, Francją, Finlandią i Szwecją zdecydowana większość krajów Wspólnoty jest zainteresowana łupkami.
Dziwić może postawa Francuzów. Ale tylko z pozoru. Ich potencjalne zasoby gazu łupkowego są drugie co do wielkości w UE. Paryż jednak doskonale wie, że posiadanie własnego gazu i jego eksploatacja na masową skalę mogłyby pogrzebać energetykę atomową, a w tym obszarze są i ogromne zyski, i działa silne lobby. Francuzi sprzedają swoją technologię na zewnątrz. Chcieliby budować elektrownię atomową także w Polsce. To również daje nam odpowiedź, skąd ich niechęć do samej idei wydobywania gazu łupkowego w Europie. Sytuacja Niemców jest nieco inna. Mają mniejsze złoża, ale za to wiąże im ręce wspólny rosyjsko-niemiecki projekt pod nazwą Nord Stream (Gazociąg Północny), który musi się zwrócić. Dzisiaj przyznanie się do porażki w tym obszarze mogłoby politycznie pogrzebać każdy rząd w Berlinie. Ważnym elementem dla naszych zachodnich sąsiadów jest też kryterium ceny. Za rosyjski gaz płacą od 20 do 25 proc. mniej niż Polska. Sytuacja może się jednak zmienić. Ukraiński kryzys zapalił czerwone światło w gabinetach niemieckich i francuskich przywódców. Skąd to wiadomo? Na przełomie lutego i marca zamówienia na norweski gaz składane przez Francję, Niemcy oraz Belgię wzrosły nagle o 10 proc.
Kto i ile płaci za rosyjski gaz w Europie?
Ceny gazu dla poszczególnych krajów to tajemnica handlowa Gazpromu i poszczególnych odbiorców w krajach członkowskich UE. Coś jednak na ten temat wiemy. Jeszcze w pierwszej połowie 2012 r. Polska za rosyjski gaz płaciła najwyższą cenę spośród wszystkich krajów UE – prawie 530 dolarów za 1000 m sześc. Średnia unijna wynosiła w tym okresie ok. 410 dolarów. Niemcy płacili Rosjanom 380 dolarów, a Brytyjczycy zaledwie 313 dolarów za 1000 m sześc. W tym samym roku rosyjski Gazprom przeprowadził jednak restrukturyzację cen. Skorzystała na tym także Polska i od 2013 r. stawki są niższe. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal płacimy co najmniej o 20 proc. więcej niż Niemcy. Informacje na ten temat opublikował rosyjski dziennik „Izwiestia”, powołując się na nieoficjalne źródło. Wielu ekspertów zwraca jednak uwagę na zaskakującą dokładność tych danych.
Sprzyjający klimat dla łupków
Zanim gaz łupkowy zapłonie w naszych kuchenkach i ogrzeje nasze domy, upłynie jeszcze trochę czasu. Jest jednak poważny postęp, który sprawia, że wydobycie i eksploatacja tego surowca stają się coraz bardziej realne. Po pierwsze, dynamika konfliktu na Ukrainie i nieprzywidywalność Rosji zmusiły najbardziej opornych polityków UE do refleksji. Po drugie, zostały podjęte ważne decyzje legislacyjne – zarówno na poziomie Wspólnoty, jak i krajowym. Chociaż pierwotnie wydawało się, że unijny kompromis w tej sprawie będzie trudny lub nawet niemożliwy do osiągnięcia, ostatecznie Bruksela zdecydowała się na elastyczne podejście do sprawy, pozostawiając członkom Wspólnoty dość dużo swobody. Po dwóch latach prac, konsultacji społecznych, dyskusji w Parlamencie Europejskim i Radzie Europejskiej Komisja Europejska opublikowała zalecenia w sprawie zasad wydobywania gazu łupkowego. Z punktu widzenia państw członkowskich, w tym Polski, kluczowa jest właśnie forma prawna zastosowana przez Komisję. Z jednej strony zalecenie nie przewiduje sankcji za brak dostosowania, ale jednocześnie Komisja oczekuje, że poszczególne państwa zastosują się do rekomendacji najpóźniej w ciągu sześciu miesięcy. Ponadto począwszy od grudnia 2014 r., kraje członkowskie powinny informować o wprowadzanych środkach prawnych. Można przyjąć, że tym samym odsunięto w czasie przygotowanie bardziej restrykcyjnego prawa odnośnie do gazu łupkowego w Europie. Chodzi o to, aby zebrać dodatkowe argumenty na rzecz szczegółowego uregulowania tej branży. Analizując szczegóły zalecenia, warto odnotować kilka faktów. Komisja Europejska kładzie szczególny nacisk na większy niż dotychczas udział społeczności lokalnych w podejmowaniu decyzji, ochronę wód gruntowych, aktywność sejsmiczną, monitoring właściwych komponentów środowiska potencjalnie zagrożonych wykonywaniem intensywnego szczelinowania hydraulicznego, a także na odpowiednią kontrolę wykorzystywanych substancji chemicznych i racjonalną gospodarkę wodną.
Polski pomysł na łupki
W marcu polski rząd ostatecznie zaakceptował projekt przepisów dotyczących poszukiwania i wydobycia gazu łupkowego. Otworzył jednocześnie drogę do uregulowania tej kwestii, na co czekają firmy z sektora wydobywczego. Brak jasnych reguł i niepewne otoczenie prawne nie sprzyjają niezbędnym inwestycjom. Tymczasem jeden odwiert oznacza dzisiaj koszt kilkunastu milionów dolarów. Przyspieszenie prac wynikało m.in. z wydarzeń za naszą wschodnią granicą.
Przyjęte rozwiązania to właściwie pakiet zmian, czyli projekt nowelizacji ustawy Prawo geologiczne i górnicze oraz projekt ustawy o specjalnym podatku węglowodorowym, o zmianie ustawy o podatku od wydobycia niektórych kopalin. Z jednej strony chodzi o uregulowanie kwestii wydobywczych, tak aby umożliwić intensywne poszukiwania, a następnie wydobywanie gazu łupkowego. Z drugiej zaś – w końcu wiadomo, jak będzie wyglądała kwestia opodatkowania przychodów z wydobycia.
Firmy będą musiały się podzielić z państwem polskim i zapłacić 40-proc. podatek od przychodów z wydobycia. W całości ma się znaleźć minimum 1,5 proc. podatku od każdego metra sześciennego wydobytego surowca bez względu na poniesione koszty oraz do 25 proc. podatku od nadwyżki finansowej. Dojdzie także CIT. Rząd chce nałożyć daninę dopiero od 2020 r. Do tego czasu podatków płacić nie będzie trzeba. Ma to być zachętą do intensyfikacji poszukiwań i wydobycia. Nowe przepisy upraszczają również procedurę administracyjną. Chodzi o to, aby ten, kto uzyska koncesję, mógł poszukiwać, wydobywać i sprzedawać surowiec. Dzisiaj na każdą z tych działalności trzeba mieć osobne zezwolenie. Koncesje mają być udzielane na okres 10-30 lat.
Inną zmianą jest także możliwość prowadzenia robót geologicznych w ramach poszukiwania kopalin bez konieczności uzyskania koncesji. Projekt robót geologicznych będzie podlegał tylko zgłoszeniu. To może się przełożyć na zwiększenie informacji o dostępnych złożach, ale według części ekspertów to ułatwienie może się okazać nieco spóźnione. Głównie dlatego, że większość inwestorów poszukujących gazu łupkowego w Polsce ten etap prac ma już za sobą. Zaproponowano też nowy podział wpływów z podwyższonej opłaty eksploatacyjnej. Oprócz dotychczasowych beneficjentów, czyli gmin oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, będą z niej także korzystały powiaty i województwa. Dodatkowe wpływy zasilą wyłącznie samorządy. Rząd chce w ten sposób dać im finansowe narzędzia, na wypadek gdyby pojawiła się konieczność zadośćuczynienia czy likwidowania ewentualnych strat w związku z poszukiwaniem gazu łupkowego.
Na jakim etapie są prace poszukiwawcze? Z danych Ministerstwa Środowiska wynika, że do 1 marca 2014 r. obowiązywały 92 koncesje na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż węglowodorów, w tym gazu łupkowego. W sumie koncesje udzielono na rzecz 34 polskich i zagranicznych firm. Wykonano 57 otworów rozpoznawczych. Według wielu opinii potrzebne jest ich co najmniej sto, aby zgromadzić rzetelne dane na temat zasobów gazu łupkowego w Polsce. Według zapowiedzi ministerstwa do końca roku powinno powstać kolejnych 28. Po zajęciu stanowiska przez Unię Europejską oraz zmianach w polskim prawie, które zaproponował rząd, pojawia się duża szansa, że prace związane z wydobyciem gazu łupkowego w Polsce w końcu nabiorą tempa, a jego komercyjne wydobycie będzie kwestią najbliższych dwóch-trzech lat.Galeria:
Od węgla i stali do gazu i ropy