Niechciany rurociąg Gazpromu

Niechciany rurociąg Gazpromu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gazprom, naciskany przez Kreml, topi pieniądze w morzu - oceniają analitycy Stratfor budowę rurociągu Wyborg-Greifswald, który ma dostarczać rosyjski gaz po dnie Bałtyku do Europy z pominięciem Polski.
"Rachunek kosztów i zysków nie odgrywa w tym projekcie roli. To, co się liczy to geopolityczna strategia. Gazprom z punktu widzenia Kremla jest nie tylko dojną krową wnoszącą 25 proc. przychodów podatkowych rządu, ale także instrumentem polityki zagranicznej" - stwierdzili w komentarzu analitycy ośrodka badawczego Stratfor.

Analitycy zwracają uwagę na to, że projektowany gazociąg długości 1,2 tys. km prawie wcale nie będzie miał stacji pomp, co czyni jego budowę drogą, a sam rurociąg mało przepustowym. Nieoficjalne dane sugerują, że rachunek za inwestycję może wynieść 2-12 mld dol., a potencjał przesyłowy od 10-55 mld m sześć.

Stratfor podkreśla, że na Zachodzie nie ma chętnych do sfinansowania projektu, a nawet kanclerz Gerhard Schroeder, mimo iż udzielił projektowi swego poparcia, nie zaproponował ani jednego własnego euro.

Według nich poważne zastrzeżenia do tej inwestycji ma nawet sam Gazprom po wcześniejszych negatywnych doświadczeniach z rurociągiem "Błękitny Strumień" po dnie Morza Czarnego. Gazprom jest świadom tego, że domniemane ekonomiczne korzyści rurociągu budzą wątpliwości i bynajmniej nie jest jego entuzjastą. Gazprom jest największym w świecie koncernem gazowym, ale z uwagi na strukturę cen (71 proc. produkcji sprzedaje po kosztach własnych rodzimym odbiorcom) ma ograniczone fundusze.

Zwolennikami nowego gazociągu są władze Kremla i koncern naftowy Rosnieft. Kreml chce, by rosyjski gaz docierał bezpośrednio na niemiecki rynek z pominięciem krajów dawnego obozu moskiewskiego: Polski, Ukrainy i republik bałtyckich, zaś Rosnieft widzi w Gazpromie konkurenta, który zaczyna się rozpierać łokciami także na rynku paliw płynnych.

Stratfor sądzi, że fundusze na inwestycję rurociągu Gazprom uzyska od rządu, który przejmie 10,74 proc. udziałów koncernu (formalnie będących jego własnością) płacąc za nie 7,15 mld dol. Ponieważ Gazprom i tak jest kontrolowany przez rosyjski skarb państwa, całej papierkowej roboty rząd Rosji dokona sam ze sobą.

Rosnieft - kontrolowany przez państwo koncern naftowy, który przejął aktywa Jukosu, do przejęcia których przymierzał się także i Gazprom, konkuruje z tym ostatnim o udziały Sibniefcie. Rosnieft spodziewa się, że nabędzie 20 proc. udziałów Jukosu w Sibniefcie. Właściciel Sibnieftu Roman Abramowicz gotów jest odsprzedać 72 proc. udziałów, których przejęciem jest zainteresowany Gazprom dążący do przekształcenia się w światowego potentata energetycznego.

W obrocie na wolnym rynku jest 8 proc. udziałów Sibnieftu. I to o  nie toczy się spór Gazpromu z Rosnieftem. Jeśli Rosnieft zdobędzie dalsze 5 proc. udziałów, to będzie dysponował mniejszością blokującą.

Nieoficjalne doniesienia, na które powołują się analitycy sugerują, że Gazprom kupił już na wolnym rynku 3 proc. udziałów Sibnieftu. Nie oznacza to jednak, że Rosnieft jest przegrany.

Jeśli Gazprom będzie się borykał z kosztownym, nierentownym projektem na Bałtyku, to nie będzie go stać na umocnienie się na  rynku naftowym, a zatem nie zagrozi Rosnieftowi.

em, pap