Między oczkami sieci

Między oczkami sieci

Wśród producentów odzieży trwa mordercza walka o klienta. Aby przetrwać, trzeba mieć w ofercie coś wyjątkowego

Podczas spaceru po handlowej ulicy każdego większego miasta w Polsce widać zmiany szyldów i wystaw. Jeden po drugim znikają niewielkie butiki, gdzie przez lata królowały ubrania bliżej nieznanych producentów. Zastępują je sklepy znanych sieci handlowych, wyglądające identycznie w Warszawie, Londynie czy Hamburgu. Zdaniem specjalistów, za kilka lat w centrach handlowych i specjalistycznych sieciach Będzie się sprzedawać połowę produkcji trafiającej na polski rynek.
Zmiany w sposobie handlowania stanowią wielkie zagrożenie dla większości spośród ok. 30 tys. zakładów produkujących odzież, bo ich głównymi odbiorcami były właśnie te zanikające butiki. Ich właściciele muszą stanąć oko w oko z rzeczywistością: nie wystarczy uszyć porządne, ładne i niezbyt drogie ubrania. Trzeba znaleźć sposób, aby przekonać do nich klienta.

Ekologia wszędzie modna

Ta sztuka udała się Bogumile Dzikowskiej. Trzy lata temu otworzyła firmę Bonetta specjalizującą się w szyciu odzieży ekologicznej. – Ekologia jest modna, nasze wzory podobają się klientkom i firma cały czas się rozwija. W ubiegłym roku nasze obroty wzrosły o połowę w stosunku do 2002 r. – deklaruje właścicielka. Dzikowska liczy na to, że w tym Będzie podobnie, choć, jak przyznaje, konkurencja jest bardzo silna.
Bonetta postanowiła skupić się na produkcji, nie prowadzi żadnych własnych sklepów, nawet reklamę swojej kolekcji zleciła profesjonalnej firmie. Właścicielka zdaje sobie sprawę, że jest na fali: ekologiczne ubrania są modne w całej Europie, dlatego zdecydowała się na udział w lutowych targach branżowych w Kopenhadze. – Spotkaliśmy się z bardzo dużym zainteresowaniem, mimo że targi w zasadzie były poświęcone odzieży zimowej na sezon 2004/05. Nie wiadomo, czy Będą konkretne zamówienia, ale przynajmniej nawiązaliśmy pierwsze kontakty – mówiła Dzikowska nazajutrz po zamknięciu targów.

Dzianinowa konstrukcja

Anna Pyrkosz i Kinga Buszczyńska z krakowskiej Famy postawiły na oryginalność. Ich pomysł na odzieżowy biznes opisuje drugi człon nazwy firmy – Pracownia odzieży artystycznej. – Może to trochę na wyrost – śmieje się Anna Pyrkosz, która podobnie jak wspólniczka jest absolwentką architektury wnętrz – ale kiedy w 1990 r. zakładałyśmy firmę, nasz dyplom pozwalał na taką właśnie działalność. W Famie króluje dzianina, w 90 procentach importowana z Włoch. – Nie korzystamy jednak z pośredników, od początku same jeździmy do producentów i wybieramy to, co najlepiej pasuje do naszego stylu – podkreśla Pyrkosz, która projektuje wszystkie wzory Famy. Do ubiegłego roku firma współpracowała z odbiorcami z całej Polski, ale sytuacja na rynku odzieżowym wpłynęła na zmianę polityki firmy. Właścicielki zdecydowały się na budowę własnej sieci punktów sprzedaży i tak powstał pierwszy sklep położony przy jednej z głównych ulic Krakowa. Salon ściągnął klientki, które przedtem polowały na stroje Famy w różnych butikach.

– Bardzo miło było spotkać te wszystkie panie, które kupują nasze ubrania już od lat – wspomina druga współwłaścicielka Kinga Buczyńska.

Po sklepie krakowskim przyszła kolej na następne. – Fama nie Będzie się jednak rozrastać w nieskończoność. Planujemy utworzenie najwyżej 10 sklepów – deklaruje Anna Pyrkosz. – Nie wytwarzamy odzieży masowej, nasze stroje muszą pozostać wyjątkowe. Chcemy też utrzymać wysoki standard sklepów, więc nie może ich być zbyt wiele – dodaje. Dbałość o wysoki poziom wyrobów została zauważona: Fama przedstawi swoją kolekcję w Brukseli, podczas Dnia Polskiego z okazji przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.

Firmowe mundurki

Inną drogą zdecydowała się pójść Ewa Grabska, właścicielka firmy Ella z Tarnowskich Gór. Po nieudanych próbach znalezienia odbiorców w Polsce związała się z kontrahentami w Niemczech i Holandii. Wykonuje przerób uszlachetniający, czyli szyje z powierzonych materiałów. Specjalnością firmy jest tzw. odzież korporacyjna, czyli uniformy dla personelu hoteli, restauracji, banków czy firm przewozowych. – Kiedy prawie dziesięć lat temu zakładałam firmę, wydawało mi się, że ten rynek ma wielką przyszłość – mówi Grabska.
– Niestety, nasze firmy nie chciały się ubierać w polskie ubrania i na ogół przyjmowały droższą, ale zagraniczną ofertę. I wcale nie chodziło tu o jakość, która w wielu wypadkach była identyczna – podkreśla szefowa Elli. Niemiecki kontrahent nie ma już takich obiekcji i powierza Elli kompleksową obsługę klienta, czyli opracowanie i wykonanie kilkunastu wzorów uniformów, w sumie kilkuset bądź nawet kilku tysięcy sztuk odzieży.
– Zaletą szycia dla korporacji – zauważa Grabska – jest to, że kontrakt nie jest jednorazowy, odbiorca musi co jakiś czas uzupełniać zapasy, a to daje mojej firmie stałe zatrudnienie. W rezultacie Ella otrzymuje więcej ofert, niż jest w stanie wykonać. – Gdyby nie problemy z urzędem celnym, który żąda bardzo wysokiego ubezpieczenia wwożonych do Polski materiałów do przerobu, moja firma mogłaby przyjąć trzy razy tyle zamówień – żali się Grabska – ale nie mam wolnych kilkudziesięciu tysięcy euro, które mogłabym zamrozić w kolejnej polisie. Mimo tych kłopotów szefowa Elii jest przekonana, że Będzie miała co robić jeszcze przez ładnych kilka lat.

Zmierzch butików

Takiej pewności nie może już mieć Jolanta Barańska, właścicielka JB Collection w łodzi, chociaż kilkanaście lat temu, kiedy zaczynała, wydawało się, że klientek nigdy nie zabraknie. Firma początkowo specjalizowała się w płaszczach, potem rozszerzyła ofertę o kostiumy, żakiety, spodnie i spódnice. Wszystko przeznaczone dla aktywnych, nieźle zarabiających kobiet. Cała produkcja trafia do dwóch własnych sklepów. Niestety, nie ma zbyt wielu klientów. – Widać, że ludzie nie mają pieniędzy – mówi Barańska.
Bomak, kilkunastoosobowa firma specjalizująca się w strojach wizytowych, ratuje się eksportem. – Mamy trzy butiki w łodzi, ale z tego byśmy nie wyżyli – mówi szef Bomaku Krzysztof Bogdański.

– Polki rzadko kupują takie kreacje jak nasze, przeważnie na wesele czy sylwestra. Gdyby nie rynek niemiecki, byłoby ciężko – przyznaje.

Drobni producenci narzekają też na centra handlowe i duże sieci. – Nawet renomowanym sieciom zdarza się nie płacić za towar – dodaje Zbigniew Klimkiewicz z firmy Agma szyjącej lekką odzież weekendową.
Drobni producenci Będą jednak musieli pogodzić się z tym, że ich czas się kończy. Eksperci są zgodni: rynek zdominują wielkie sklepy. Małe butiki mogą liczyć najwyżej na 20 proc. z wartego 5 mld dolarów rocznie rynku. Pod warunkiem że Będą miały coś naprawdę ekstra.

Produkcja odzieży i wyrobów futrzarskich


2002 r. I – II kw. 2002 r. I – III kw. 2003 r.
Liczba przedsiębiorstw 564 557 526
Liczba pracujących 43867 b.d. b.d.
Wynik finansowy netto -104,6 mln -41,1 mln 114,9 mln
Przychody netto ze sprzedaży 4733,3 mln 3510,6 mln 3567,1 mln
Nakłady inwestycyjne 130,2 mln 80,8 mln 86,1 mln

Źródło: Biuletyn statystyczny GUS