„Handlowanie DYMEM i ich chmurami…!!???.?? Dla dobijania rosnących gospodarczo państw ??!! Jakieś diaboliczne szaleństwo dla naiwnych…. DO LIKWIDACJI !!! Tej niemieckiej,szatańskiej „broni” niszczenia państw Polska nie przeżyje !” – napisała w swoim stylu (zachowano oryginalną pisownię) na Twitterze sędzia Trybunału Konstytucyjnego Krystyna Pawłowicz. W czym rzecz? Była posłanka ma na myśli system handlu emisjami CO2. Cena uprawnień nieustannie idzie w górę i obecnie przekracza 90 euro za tonę emisji, podczas gdy na początku roku wynosiła ok. 30 euro.
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2 EU ETS wprowadzono w 2005 roku. Opłata za zanieczyszczenie atmosfery ma zachęcać do tego, by państwa przestały je emitować.
Morawiecki chce zmienić działanie systemu poprzez odcięcie instytucji finansowych od handlu uprawnieniami
Mateusz Morawiecki zapowiedział, że na dzisiejszym posiedzeniu Rady Europejskiej zaproponuje, by odejść od systemu w jego obecnym kształcie.
– Prosta reguła: niech handel uprawnieniami do emisji ograniczony będzie tylko do uczestników tego rynku. Do tych uczestników, którzy potrzebują mieć te uprawnienia. Nie wpuszczajmy na ten rynek banków, bogatych graczy, którzy podnoszą cenę — tak na konferencji prasowej Morawiecki sformułował swoją propozycję.
Jednym z powodów, dla których ceny uprawnień idą w górę, jest obecność na tym rynku coraz większej liczby graczy. To nie tylko państwa, ale również banki, fundusze inwestycyjne, emerytalne, powiernicze. Dla nich uprawnienia to biznes jak każdy inny, więc dopuszczają się spekulacji. „Dziennik Gazeta Prawna” informuje, że premier chce pokazać w Brukseli, jak rośnie udział instytucji finansowych w rynku ETS: między 2020 a 2021 rokiem wzrósł z 21 do 27 proc. Udział samych tylko funduszy inwestycyjnych wzrósł o ponad 100 proc. Premier stoi na stanowisku, że jeśli instytucje finansowe pozbędą się nabytych wcześniej uprawnień emisyjnych, ceny spadną.
W swoich przekonaniach Morawiecki jest na unijnej arenie osamotniony. Zastrzeżenia do systemu ETS mają Czechy, ale premier Andrej Babiš weźmie udział w europejskim szczycie po raz ostatni. Z polskim stanowiskiem mówiącym, że ceny uprawnień do emisji są podbijane przez spekulacje instytucji finansowych zgadza się także Hiszpania. Jej zdaniem należy się przeciwstawić takim niepożądanym działaniom poprzez reformę systemu.
„Handel w ramach EU ETS nie powinien być dostępny dla wszystkich podmiotów, a zwłaszcza dla spekulantów zdolnych wywierać wpływ na rynek” – zwracał uwagę hiszpański rząd w dokumencie przesłanym Komisji Europejskiej pod koniec września 2021 r. Dodawał też: „Istnieje znacząca korelacja między rosnącymi poziomami cen w ETS a zwiększoną obecnością podmiotów zwykle nie działających na tym rynku, zwłaszcza od lipca 2020 r”.
To tyle w temacie wsparcia. Niewiele państw europejskich jest tak silnie uzależnionych od węgla, co Polska, więc mało kto tak dalece się z nami solidaryzuje.
Polska dobrze zarabia na sprzedaży uprawnień
Polscy posłowie poparli w zeszłym tygodniu uchwałę mającą wezwać Unię Europejską do zawieszenia unijnego systemu EU ETS i jego reformy. Alternatywną opcją ma być wyłączenie Polski z tego systemu do czasu przeprowadzenia zmian.
Tyle że system ETS w obecnym kształcie to nie tylko straty, ale i zyski. Polski rząd sprzedaje na aukcjach uprawnienia, które otrzymuje wcześniej za darmo. Tak prognozowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska w 2020 roku: „Od początku aukcyjnej sprzedaży uprawnień do emisji budżet państwa zasiliło ok. 20,5 mld zł. W kolejnych dziesięciu latach wpływy z mechanizmów w ramach EU ETS będą znacznie wyższe i szacuje się, że przekroczą 100 mld zł”.
Według danych Ministerstwa Finansów dot. 2020 roku do budżetu państwa, z systemu handlu do emisji wpłynęło ponad 12 mld złotych, co stanowiło około 3 proc. polskiego budżetu. Na 2021 rok rząd zaplanował wpływy z EU ETS w wysokości 10,4 mld złotych. Wysokie ceny uprawnień do emisji sprawiły, że już we wrześniu wpływy te sięgały 17,3 mld złotych. Na samych wrześniowych aukcjach rząd zarobił 4 mld, a od tego czasu ceny uprawnień wzrosły. Wpływy z ostatniej aukcji 8 grudnia, gdy ceny uprawnień pobiły rekord, wyniosły ok. 820 mln zł.
Kraje UE mają obowiązek wydawać połowę tych pieniędzy na cele związane z polityką klimatyczną, jak np. rozwój energetyki odnawialnej. W Polsce finansują one m.in. program „Mój Prąd” i programy niskoemisyjnego transportu.