Nadal nie wiadomo, ile gazu trafi z Norwegii do Polski, a nawet co konkretnie osiągnęło PGNiG – pisze „Rzeczpospolita”. Po odcięciu nas od złóż rosyjskich jego rola jest nieoceniona, ale w pierwszych miesiącach działalności nie będzie w stanie zrekompensować tych strat. W tym roku z kierunku wschodniego mamy deficyt gazu na poziomie 7 mld m sześc. (otrzymaliśmy 3 mld m sześc. gazu zamiast spodziewanych 10,2 mld).
Pierwsze miesiące na ćwierć gwizdka
Gaz z Norwegii ma zacząć płynąć 1 października. W pierwszych miesiącach osiągnie moce na poziomie 2–3 mld m sześc. rocznie, a dopiero z początkiem roku dojdzie do docelowych 10 mld m sześc. Tym samym w tym roku otrzymamy przez Baltic Pipe nie więcej niż 0,75 mld m sześc. gazu, co nijak się nie bilansuje. Uprawdopodabnia to scenariusz, w którym w najbliższym sezonie grzewczym zabraknie i węgla, i gazu.
„Rz” zwraca też uwagę na atmosferę polityczną wokół Baltic Pipe. Kilka dni temu z funkcji pełnomocnika Rządu do spraw Strategicznej Infrastruktury Energetycznej został odwołany Piotr Naimski, który był architektem polskiej części inwestycji i doskonale ją znał. Oficjalny przekaz jest taki, że rząd chce zmienić format działania pełnomocnika. Nieoficjalnie zaś mówi się, że odwołanie Naimskiego, którego w komentarzu po dymisji nie mógł się nachwalić nawet Mateusz Morawiecki, który sam go zwolnił, to ukłon w stronę Daniela Obajtka i sygnał, że rząd w pierwszej kolejności opowiadać się będzie za nim. Piotr Naimski krytykował połączenie Orlenu i Lotosu, które obecnie jest oczkiem w głowie Obajtka. Wcześniej negatywnie na ten temat wypowiadał się prezes PGNiG Piotr Woźniak, który również dość gwałtownie stracił stanowisko w 2020 roku.
PGNiG komentuje doniesienia
Do sprawy odniosło się Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. W oświadczeniu przesłanym do naszej redakcji, czytamy:
„PGNiG na bieżąco monitoruje rynek. Ze względu na sytuację geopolityczną i wojnę w Ukrainie, intensywnie działa w celu optymalnego wykorzystania każdego z elementów systemu bezpieczeństwa energetycznego i gwarancji dostaw do odbiorców. System ten, na który składają się m.in. magazyny gazu, dostawy z zagranicy, w tym import LNG, oraz krajowe wydobycie, należy oceniać całościowo. Magazyny są już praktycznie pełne – z 99 proc. poziomem ich wypełnienia jesteśmy pod tym względem liderem w Europie. Tegoroczny import LNG planowany jest na poziomie zbliżonym do maksymalnych dostępnych mocy regazyfikacyjnych terminalu w Świnoujściu. W tym roku w gazoporcie odebraliśmy już 31 dostaw o łącznym ładunku ok. 3,3 mld m sześc. (po regazyfikacji), podczas gdy w podobnym okresie poprzedniego roku do Świnoujścia dotarły 22 dostawy z ładunkiem ok. 2,4 mld m sześc. (po regazyfikacji). Ponadto spółka wykorzystuje możliwość importu dodatkowych ładunków przez terminal w litewskiej Kłajpedzie, skąd po regazyfikacji paliwo może być przesłane do Polski gazociągiem Polska-Litwa”.
„Dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa dostaw gazu zapewni uruchomienie Baltic Pipe. Połączenie polskiego systemu gazowego z Norweskim Szelfem Kontynentalnym zapewni PGNiG dostęp do paliwa gazowego, w tym produkcji własnej PGNiG (która w 2027 roku osiągnie ok. 4 mld m sześc.), niezależny od sytuacji w pozostałych krajach naszego regionu i przede wszystkim nie podatny na manipulacje ze strony rosyjskiej. Z tego względu PGNiG zintensyfikowało prace nakierowane na optymalne wypełnienie zarezerwowanych przez spółkę przepustowości Baltic Pipe, nadając tym działaniom bezwzględny priorytet. Rozmowy są zaawansowane, z uwagi na ich wrażliwy charakter handlowy, PGNiG nie informuje o szczegółach”.
Czytaj też:
PGNiG zwiększyła wydobycie gazu. To odpowiedź na ruch Rosji