Kraje NATO z naciskiem na Stany Zjednoczone, bardzo skrupulatnie patrolują europejskie niebo. Częstotliwość lotów bardzo wzrosła od czasu wybuchu wojny w Ukrainie. Misje patrolowe, tak zwanych AWACS-ów, czyli samolotów pasażerskich przerobionych w taki sposób, aby na ich kadłubie dało zamontować się ogromny radar, odbywają się każdego dnia nad Polską, u wybrzeży Morza Czarnego i w innych obszarach, z których można monitorować niebo nad Ukrainą.
Jeden z rutynowych lotów 26 września obrał jednak bardzo nietypową trasę. To dzień, w którym zanotowano wycieki w gazociągach Nord Stream i Nord Stream 2.
Amerykanie wiedzieli o wybuchach w Nord Stream
Obserwatorzy, którzy bacznie przyglądają się trasom tego typu lotów, wiedzą, że mają one przeważnie bardzo podobny przebieg. Z jednej baz należących do NATO w Niemczech, Turcji, czy na Islandii, wylatuje samolot, który zmierza do wyznaczonego punktu, a następnie przez parę godzin zatacza nad nim bardzo charakterystyczne, owalne kształty. To właśnie wtedy obserwowane jest niebo na interesującym NATO obszarze. Tego typu samolot jest w stanie namierzyć każdy obiekt latający w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Znad Polski możliwe jest więc patrolowanie dużej części nieba nad Ukrainą.
26 września, czyli w dniu, gdy doszło do wybuchów w gazociągach Nord Stream i Nord Stream 2, jedna z tego typu misji nabrała nieplanowanych obrotów. Lot patrolowy wykonywany przez samolot obserwacyjny Boeing P-8A Poseidon, należący do amerykańskiej Marynarki Wojennej zmierzał z Islandii nad Polskę. Po zrobienie kilku charakterystycznych pętli na niebie w okolicach bazy w Drawsku Pomorskim samolot poleciał nad Bałtyk. Tam jego trasa była już dużo mniej regularna.
USA badały wycieki
Jak wynika z danych, które do pewnego momentu były dostępne w aplikacji FlightRadar24, amerykański samolot poleciał w kierunku wyspy Bornholm. To w jej okolicach sejsmolodzy zanotowali potężne podwodne eksplozje. Dane pokazują, że Amerykanie przelecieli niemal dokładnie nad miejscem pierwszego wybuchu, a następnie udali się w kierunku kolejnych miejsc, gdzie zarejestrowano wstrząsy. Na pewnym etapie lotu nad Bałtykiem samolot wyłączył jednak transponder, co uniemożliwiło dalsze śledzenie jego trasy.
Jest niemal pewne, że armia USA, a co za tym idzie także wszystkie kraje NATO, miały precyzyjne informacje o wybuchach i miejscach wycieku gazu niemal od razu po ich wystąpieniu. Po kilku dniach śledztwa szwedzka policja potwierdziła domysły na temat wybuchów. Na instalacjach znaleziono dowody, które potwierdzają hipotezę o sabotażu.
Czytaj też:
Gaz z Nord Stream 2 już nie wycieka. Szokujące ustalenia ws. awariiCzytaj też:
Gazprom nie przestaje zaskakiwać. Znów oferuje dostawy za pośrednictwem Nord Stream 2