To jest wojna. Polskie firmy przeciwko zalewowi przesyłek z Chin

To jest wojna. Polskie firmy przeciwko zalewowi przesyłek z Chin

AliExpress
AliExpress Źródło:Shutterstock / BigTunaOnline
Na imporcie z Chin tracą polskie firmy, traci polski budżet i tracą sami Polacy, bo kupują produkty nieznanej jakości, często podrabiane i bez atestów. Tę wiedzę chcą przekazać konsumentom polskie firmy.

Liczba przesyłek, które odbierają Polacy z Chin rośnie. Według polskich firm, ryzykują sami odbiorcy, czyli Polacy, a budżet traci miliony. Dlatego postanowiły coś z tym zacząć robić.

Izba Gospodarki Elektronicznej rozpoczyna nową kampanię dotyczącą równych ram prawnych i konkurencyjnych dla azjatyckich oraz europejskich przedsiębiorców e-commerce, ze szczególnym uwzględnieniem e-przedsiębiorców działających na terenie Polski. Kampania skierowana jest zarówno do biznesu, jak i konsumentów oraz organów administracji rządowej.

Według raportu Europejskiego Trybunału Obrachunkowego jedynie od 35 proc. towarów nabywanych na azjatyckich platformach zakupowych pobierany jest podatek VAT, przez co roczne straty na poziomie całej Unii Europejskiej szacowane są na kwotę od 2,6 do 3,8 miliarda euro. Z kolei z danych udostępnionych przez Krajową Administrację Skarbową, za okres od grudnia 2018 do listopada 2019, do budżetu państwa trafiło tylko 889 tys. zł. W tym czasie przez specjalnie utworzoną placówkę celno-pocztową w Lublinie przeszło 10,7 mln paczek, z czego 90 proc. nadano w Chinach.

Polacy bez wsparcia nie mają szans w starciu z chińskim importem

Celem kampanii jest zwrócenie uwagi konsumentów na to, co i gdzie kupują. Dokonując zakupów u azjatyckich e-przedsiębiorców, europejscy konsumenci mają utrudnione dochodzenie swoich podstawowych praw, takich jak rękojmia za wady czy prawo odstąpienia od umowy zawartej na odległość. Ważny jest również aspekt ceny, która przy zakupach online z Azji jest niższa, przez co bardziej korzystna, ale jest tak w wyniku nieszczelności systemu poboru podatku VAT oraz cła. W konsekwencji, polscy przedsiębiorcy nie mają możliwości konkurowania ceną z azjatyckimi e-sprzedawcami, gdyż musieliby sprzedawać towary po cenach niższych niż koszty.

– Dla Izby Gospodarki Elektronicznej reprezentującej branżę e-commerce bardzo ważne są działania legislacyjne służące niwelowaniu barier legislacyjnych, a nadal jest ich wiele. Do kluczowej aktualnie zalicza się walka o równe ramy prawne pomiędzy azjatyckimi a europejskimi, w tym polskimi, przedsiębiorcami e-commerce. Azjatyccy przedsiębiorcy e-commerce nie płacą cła i podatków, a ich produkty nie wymagają certyfikatów objętych przez Unię Europejską. Nie oczekujemy lepszego traktowania polskich przedsiębiorców, ale równych praw i takiego samego startu – mówi Patrycja Sass-Staniszewska, prezes Izby Gospodarki Elektronicznej

Polskie firmy buntują się przeciwko nieuczciwej według nich konkurencji z Chin. Przykładem jest jeden z liderów e-handlu w Polsce, Empik. – Klienci Empiku mogą mieć pewność co do jakości oferowanych produktów i ich bezpieczeństwa – wszystkie artykuły (tj. zabawki, art. papiernicze, lifestylowe), które importujemy z Chin, mają odpowiednie atesty i certyfikaty zgodne z normami i dyrektywami europejskimi. Od dystrybutorów pozyskujemy również testy dotyczące tych regulacji oraz innych z zakresu badania niebezpiecznych substancji (Reach). Sami również zlecamy wykonywanie testów na zgodność importowanych produktów z obowiązującymi normami UE w akredytowanych laboratoriach europejskich. Przeprowadzamy konsultacje z renomowanymi firmami doradczymi w zakresie certyfikacji (Intertek, TUV, SGS, Hamilton). Stoimy na stanowisku, że obowiązujące regulacje powinny być respektowane przez wszystkie firmy e-commerce dostarczające produkty polskim odbiorcom – podkreśla Szymon Bujalski, dyrektor e-commerce Grupy Empik.

Chińczycy wysyłają produkty bez atestów i nie płacą podatków

Tymczasem, według inicjatorów kampanii, produkty oferowane przez azjatyckich e-przedsiębiorców nie są poddawane certyfikacji, przez co nie spełniają europejskich wymogów w zakresie jakości i bezpieczeństwa. „Poprzez brak analogicznych wymogów, na rynek europejski trafiają produkty, które stanowią realne zagrożenie dla zdrowia i życia konsumentów. Częstym przykładem ww. zjawiska są ubrania, do produkcji których wykorzystywane są barwniki zakazane w Unii Europejskiej” – pisze Izba Gospodarki Elektronicznej.

Przykłady można mnożyć. – Co roku pojawia się na naszym rynku duża ilość czujników czadu, czujników dymu importowanych z Dalekiego Wschodu, które nie spełniają norm oraz nie gwarantują odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa. Klienci kupując taki czujnik otrzymują złudne poczucie bezpieczeństwa, są pewni zadziałania czujnika w przypadku wykrycia dymu lub gazu i ich wczesnego ostrzeżenia. Na oficjalnej stronie Komisji Europejskiej pojawiają się w każdy piątek cotygodniowe listy RAPEX zawierające informacje o produktach niezgodnych z normami obowiązującymi na terenie UE. Niestety, wielu polskich konsumentów nie weryfikuje kupowanych produktów z listami RAPEX. Niestety, firmy które oferują sprawdzone certyfikowane produkty nie są w stanie zaoferować klientom produktów w takich cenach jak przedsiębiorcy azjatyccy. Duża część polskich konsumentów kieruje się podczas zakupów kryterium niskiej ceny, będąc pewna, że jeśli produkt jest sprzedawany na terytorium Polski to został on wprowadzony do obrotu zgodnie z obowiązującymi przepisami – mówi omasz Kołton, współwłaściciel Pol-Poż.

– Jako legalnie działający e-sklep borykamy się często z wieloma problemami, które są omijane m.in. przez podmioty z rynku chińskiego. Oprócz wspomnianych ceł, podatków, akcyz czy certyfikatów, które my jako przedsiębiorcy musimy opłacać, dochodzi jeszcze wiele aspektów prawnych, które cały czas są wprowadzane i aktualizowane, a ich nieprzestrzeganie jest surowo karane. Musimy pamiętać o przestrzeganiu praw konsumenta, o ochronie danych osobowych i polityce prywatności. Musimy pamiętać o obligatoryjnych zwrotach czy gwarancji/rękojmi. Wszystkie te wspomniane aspekty wiążą się z kosztami, które każdy przedsiębiorca działający zgodnie z prawem musi ponosić, co oczywiście ostatecznie odbija się na zysku netto, a co dalej za tym idzie, spowalnia dalszy rozwój. Na dobrze znanym, chińskim portalu za grosze można nabyć produkty znanych i światowych marek, na których bezprawnie umieszczony jest logotyp producenta, w cenie, która jest znikomym procentem wartości oryginalnego produktu – mówi Daniel Zalewski, CEO Visciola Fashion.

Chiński e-handel nie płaci podatków

Jak pisze „Rzeczpospolita”, w Polsce w niemal całym 2019 r. z tytułu ceł od przesyłek z Chin trafiło poniżej 1 mln zł. Gazeta podaje dane Ministerstwa Finansów: „Widać duży wzrost ilości przesyłek z krajów spoza UE, które wymagają poddania ich formalnościom celnym. Szacunkowo możemy podać, że wzrost liczby przesyłek azjatyckich to 30 proc. rok do roku”. Cytuje także Izabellę Tymińską, eksperta celnego: – Zakupy na chińskich portalach są transakcjami o podwyższonym ryzyku. Kupujący musi liczyć się z tym, że w cenie towarów sprowadzanych z Azji trzeba będzie uwzględnić dodatkowe opłaty i podatki. I nie jest to najgorszy scenariusz. W przypadku uznania towaru za podrobiony dojdzie do zniszczenia go przez organy celne na koszt kupującego. W celu obejścia przepisów portale azjatyckie często wysyłają paczki jako listy od przyjaciół lub rodziny albo oznaczają przesyłki jako prezenty. Prezenty do wartości 45 euro są zwolnione od opłat celno-podatkowych (od osoby fizycznej do osoby fizycznej), dlatego często również firmy wysyłkowe zaniżają wartość przesyłek w celu uniknięcia opodatkowania na granicy. AliExpress jest już drugim co do wielkości sprzedawcą internetowym w Polsce, a nasz kraj dla jego właściciela, czyli grupy Alibaba, jest wśród kluczowych rynków globalnie.

AliExpress (jak wynika z raportu RetailX i Similar Web) jest trzecim graczem w Polsce, po Allegro i Ceneo, ale np. daleko przed Zalando czy Empikiem. Ograniczyć ekspansję Chińczyków może dopiero unijne prawo. Teraz zwalnia z cła przesyłki spoza UE o wartości do 150 euro. Jednak od 1 lipca 2021 r. wejdą nowe przepisy. Zwolnienie z VAT przestanie obowiązywać wobec przesyłek spoza UE o wartości do 22 euro. A w przypadku przesyłek o wartości do 150 euro będzie zwolnienie cła, ale nie z VAT.

Czytaj też:
Przesyłki z Chin zalewają Polskę. To ponad połowa listów spoza UE

Źródło: Izba Gospodarki Elektronicznej, Rzeczpospolita