Za nami dwa tygodnie 2023 roku i blisko miesiąc kalendarzowej zimy. Nie tak dawno myśleliśmy o tym okresie z przerażeniem, obawiając się m.in. drastycznego wzrostu rachunków, wystrzelenie cen paliw czy braku węgla.
Sytuacja z węglem stabilna, ale...
O tym, że zimą możemy mieć problem, mówił kilka miesięcy temu m.in. Piotr Maciążek, ekspert ds. rynku energetycznego. – Na razie nie jest źle, chociażby ze względu na fakt, że państwo wprowadza różnego rodzaju mechanizmy osłonowe. Kosztuje to jednak miliardy złotych. Te tarcze mają jednak swoją wyporność. Koszty przeniesiono po prostu na później – komentuje teraz w rozmowie z Wprost Maciążek.
Odnosząc się do sytuacji z węglem, ekspert podkreśla, że wygląda ona stabilnie, co zawdzięczamy przede wszystkim ciepłej zimie. O komforcie jednak nie mam mowy. – Mamy najcieplejszy styczeń od lat, zwłaszcza na przełomie roku mieliśmy rekordowe temperatury. Nie jest jednak tak, że mamy pełen komfort, gdyż z danych Towarowej Giełdy Energii wynika, że w styczniu już kilkukrotnie dostępna ilość mocy w polskiej energetyce spadła do 50 proc. To oznacza, że połowa mocy w polskiej energetyce została wyłączona w sposób nieplanowany. Co to oznacza? Albo awarie, albo decyzje spółek lub operatora systemowego – właściciele elektrowni ograniczali prace niektórych bloków, albo z powodu braku węgla, albo dlatego, że chcieli ten węgiel zaoszczędzić na dalszy okres zimy – wyjaśnia nasz rozmówca.
– Wydaje mi się, że przejdziemy tą zimę suchą nogą. Nie można jednak mówić, że nasza sytuacja wygląda komfortowo. Gdyby tak było, to nie mielibyśmy danych, że tak duża część mocy nie może być wykorzystywana w polskim systemie energetycznym. To wpływa na wielkość importu, bo jeśli nie produkujemy energii na obszarze naszego państwa, to musimy ją kupować od sąsiadów – dodaje.