Informacje na temat ataku na sztab Macrona pochodzą z raportu przygotowanego przez firmę cybernetyczną Trend Micro. Odkryto m.in. cztery fałszywe nazwy domen internetowych, które były podobne do nazw domen wykorzystywanych przez sztab Macrona. Prawdopodobnie hakerzy próbowali w ten sposób wykorzystać nieostrożność niektórych członków sztabu i np. włamywali się na ich skrzynki pocztowe.
Jedna z osób odpowiedzialna za kampanię Macrona przyznała, że dochodziło do prób kradzieży danych, ale były one nieudane. – Stworzyliśmy odpowiedni zespół ds. bezpieczeństwa i każdy nasz pracownik przeszedł szkolenie, aby zgłaszać wszystkie takie przypadki – podkreślono.
Wcześniej sekretarz generalny ruchu En Marche (Naprzód – red.) Richard Ferrand na antenie radia Europe 1 zdradził, że komputery znajdujące się w sztabie Emanuela Macrona zostały zaatakowane przez osoby z terenu Rosji. Stwierdził też, że rosyjskie środki masowego przekazu rozpowszechniają fake newsy o Macronie i jego zapleczu politycznym.
W piątek 14 marca do zarzutów odniósł się rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. – Kategorycznie nie zgadzamy się z takimi oskarżeniami i uważamy, że są one całkowicie bezpodstawne – stwierdził. Dodał też, że Moskwa nie może i nie przeprowadza żadnych cyberataków, podczas gdy rosyjskie władze „same ustawicznie są celem” tego typu działań. Obawy o możliwość ingerencji Rosji w proces wyborczy we Francji po marcowym spotkaniu z Marine Le Pen usiłował rozwiać sam Władimir Putin.
To nie pierwszy raz, gdy Rosja wymieniana jest jako kraj usiłujący wpłynąć na przebieg procesu wyborczego w innym kraju. Najgłośniejszą sprawą są oskarżenia, jakie sformułował pod koniec swojej kadencji były prezydent USA Barack Obama. W ślad za nimi poszły sankcje, które dodatkowo skomplikowały stosunki między mocarstwami.
Przypomnijmy, że oficjalne wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich ogłoszone przez francuskie Ministerstwo Spraw potwierdziły wyniki sondaży exit polls. W drugiej turze wyborów prezydenckich znaleźli się: Marine Le Pen oraz Emmanuel Macron.