No dobra, przestańmy już się pastwić nad tym Volkswagenem. Wiadomo, że
straci miliardy euro, dolarów, jenów i Bóg jeden wie, w jakiej jeszcze
walucie koncern będzie wypłacać odszkodowania. Niemcy więc dwoją się i
troją, by jakoś wyjść z tego dołka. Oczywiście nie ma co nad nimi
biadolić – dadzą sobie radę. No, może paru bogatych facetów straci
wirtualne setki milionów na akcjach i dostanie mniejszą dywidendę. W
końcu na biednego nie trafiło. Kiedy jednak wypowiadamy słowo
„Volkswagen” pierwszym skojarzeniem nie jest zatruwanie środowiska czy
fałszowanie danych, ale „Golf”.
Nie ma co ukrywać, że ten model to spory kawałek historii motoryzacji. W
Polsce przez wiele lat był obiektem westchnień, podczas gdy w Niemczech
to samochód dla przeciętnego robotnika. Trzeba przyznać, że dziś golf to
auto, które nadal może zadziwić. Oczywiście nie w każdej wersji, ale
mnie akurat trafił się golf R Variant. To takie kombi, lecz o mocnym
sportowym zacięciu – 300 koni pod maską, mniejszy prześwit,
niskoprofilowe opony, cztery rury wydechowe. Słowem: wypas. Jazda taką
maszyną jest zaskoczeniem. Każdy, kto kiedyś dłużej jeździł autem kombi,
będzie wiedział, co mam na myśli. Długi, wysoki bagażnik sprawia, że
samochód zachowuje się trochę jak autobus. Nie nadaje się do
dynamicznego wchodzenia w zakręty i do szybkich manewrów. W przypadku
golfa R Varianta tego rodzaju ograniczenia nie istnieją. Za każdym
razem, kiedy kierowca wyłącza silnik i wysiada z auta, jest zdziwiony,
że ciągnie za sobą tak długą budę. Auto świetnie trzyma się drogi i
sprawnie manewruje. Na dodatek, gdy tylko mocniej przyciśnie się pedał
gazu, w rurach wydechowych słychać coś na kształt odkaszlnięcia.
To sygnał, że na pewno przekraczamy ograniczenie prędkości, i to z dużą
dynamiką. Inni kierowcy, którzy nie zauważają litery „R” na samochodzie,
zwykle są zdziwieni zachowaniem pojazdu na drodze. R Variant jest
oczywiście pełen elektroniki – kontrola trakcji, utrzymanie w pasie
ruchu, ostrzeganie przed kolizją z przodu, a nawet hamowanie w przypadku
szybkiego zbliżania się do pojazdu czy choćby rowerzysty. Jeśli dodamy
do tego eleganckie oświetlenie wnętrza i sportowe fotele, to mamy
jasność, że auto jest drogie. Kosztuje prawie 165 tys. zł. Na dodatek
trzeba się też przygotować na częste tankowanie, bo ten samochód do
oszczędnych nie należy.
straci miliardy euro, dolarów, jenów i Bóg jeden wie, w jakiej jeszcze
walucie koncern będzie wypłacać odszkodowania. Niemcy więc dwoją się i
troją, by jakoś wyjść z tego dołka. Oczywiście nie ma co nad nimi
biadolić – dadzą sobie radę. No, może paru bogatych facetów straci
wirtualne setki milionów na akcjach i dostanie mniejszą dywidendę. W
końcu na biednego nie trafiło. Kiedy jednak wypowiadamy słowo
„Volkswagen” pierwszym skojarzeniem nie jest zatruwanie środowiska czy
fałszowanie danych, ale „Golf”.
Nie ma co ukrywać, że ten model to spory kawałek historii motoryzacji. W
Polsce przez wiele lat był obiektem westchnień, podczas gdy w Niemczech
to samochód dla przeciętnego robotnika. Trzeba przyznać, że dziś golf to
auto, które nadal może zadziwić. Oczywiście nie w każdej wersji, ale
mnie akurat trafił się golf R Variant. To takie kombi, lecz o mocnym
sportowym zacięciu – 300 koni pod maską, mniejszy prześwit,
niskoprofilowe opony, cztery rury wydechowe. Słowem: wypas. Jazda taką
maszyną jest zaskoczeniem. Każdy, kto kiedyś dłużej jeździł autem kombi,
będzie wiedział, co mam na myśli. Długi, wysoki bagażnik sprawia, że
samochód zachowuje się trochę jak autobus. Nie nadaje się do
dynamicznego wchodzenia w zakręty i do szybkich manewrów. W przypadku
golfa R Varianta tego rodzaju ograniczenia nie istnieją. Za każdym
razem, kiedy kierowca wyłącza silnik i wysiada z auta, jest zdziwiony,
że ciągnie za sobą tak długą budę. Auto świetnie trzyma się drogi i
sprawnie manewruje. Na dodatek, gdy tylko mocniej przyciśnie się pedał
gazu, w rurach wydechowych słychać coś na kształt odkaszlnięcia.
To sygnał, że na pewno przekraczamy ograniczenie prędkości, i to z dużą
dynamiką. Inni kierowcy, którzy nie zauważają litery „R” na samochodzie,
zwykle są zdziwieni zachowaniem pojazdu na drodze. R Variant jest
oczywiście pełen elektroniki – kontrola trakcji, utrzymanie w pasie
ruchu, ostrzeganie przed kolizją z przodu, a nawet hamowanie w przypadku
szybkiego zbliżania się do pojazdu czy choćby rowerzysty. Jeśli dodamy
do tego eleganckie oświetlenie wnętrza i sportowe fotele, to mamy
jasność, że auto jest drogie. Kosztuje prawie 165 tys. zł. Na dodatek
trzeba się też przygotować na częste tankowanie, bo ten samochód do
oszczędnych nie należy.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.